"Fuks" - читать интересную книгу автора (Herbert James)Rozdział czwartyPrzebywałem w schronisku mniej więcej tydzień, całkiem szczęśliwy w towarzystwie moich nowych przyjaciół, choć niektórzy z nich byli dość obcesowi. Karmiony byłem w miarę nieźle (trzeba było jednak walczyć o pożywienie; klasyczny przykład walki o dominację w zwierzęcym stadzie) i bardzo dobrze o mnie dbano. Wielkie dwunogie zwierzęta przez większą część dnia przechadzały się przed nami, przywoływały nas, wydawały idiotyczne, gruchające głosy, po czym wskazywały na któregoś z nas. Pewien starszy pies powiedział mi, że stworzenia te nazywają się ludźmi i to one wszystkim rządzą. Władają całym światem. Kiedy zapytałem, czym jest świat, odwrócił się z niesmakiem i podbiegł do ludzi, wytykając nos przez siatkę ogrodzenia w wyrazie hołdu. Wkrótce dowiedziałem się, że to zawodowiec w grze o wybór psa do opieki, nie pierwszy raz bowiem znajdował się w schronisku. Dowiedziałem się również, że lepiej być wybranym przez ludzi, bo w przeciwnym wypadku w końcu mogą przyjść po ciebie białoskórzy, nad którymi wisiała woń śmierci. Co bardziej doświadczone psy opowiadały mi, że ludzie potrafią w dowolnej chwili zrzucać z siebie skórę, ponieważ jest ona martwa jak ta, która wisiała na mojej szyi, że tak jak my dzielą się na samce i samice, a swoje szczeniaki nazywają dziećmi. Jeśli powtarzają do ciebie pewien dźwięk, czasami szorstko, a czasami łaskawie, jest to prawdopodobnie twoje imię. Jeśli jesteś posłuszny, potrafią żywić cię i opiekować się tobą. Bardzo dawno temu nauczyli się chodzić na dwóch łapach i od tamtego czasu czują się lepsi. Są trochę głupi, ale potrafią być bardzo dobrzy. Potrafią zabić każde zwierzę, nawet większe od siebie. I to czyni ich panami świata. Dowiedziałem się, że jestem mieszańcem, czyli inaczej mówiąc, kundlem. Psy naturalnie nie mają żadnego systemu klasowego, ale poszczególne rasy odznaczają się różnymi cechami. Labrador myśliwski jest na przykład łagodny i inteligentny, podczas gdy chart jest zazwyczaj porywczy i nieco neurotyczny, zawsze ma w pogotowiu ciętą replikę. Dziwne, że psy wiedzą, do jakiej rasy należą: terier wie, że jest terierem, a spaniel spanielem. Jednakże szkocki terier nie wyczuwa różnicy między sobą a airedalem, cocker-spaniel nie wie, że różni się od spaniela odmiany clumber. Nie są to różnice na tyle istotne, by zwracać na nie uwagę. Nauczyłem się też, że im większy pies, tym z zasady jest łagodniejszy. Najwięcej hałasu robi zawsze psi drobiazg. Wówczas do niego właśnie, się zaliczałem. Wyłem, by dostać swój jedyny w ciągu dnia posiłek, skamlałem przestraszony nocnymi ciemnościami, nękałem głupsze psy, chandryczyłem się z silniejszymi. Warczałem i zgrzytałem zębami na wszystko, co mnie denerwowało, a czasami bardzo rozgniewany goniłem za długą rzeczą, która zawijała się z tyłu mojego ciała (nigdy jej nie złapałem i dość długo trwało, nim pogodziłem się z tym, że nigdy mi się to nie powiedzie). Drażniły mnie nawet pchły i gdy widziałem, że jakaś skacze po grzbiecie towarzysza, rzucałem się za nią, przyszczypując mu skórę. Robił się zwykle wtedy niezły rejwach i białoskóry wylewał studzącą temperamenty zimną wodę na nasze kłębowisko. Wkrótce zostałem zakwalifikowany jako rozrabiaka i często separowano mnie w oddzielnej klatce. Stawałem się przez to jeszcze bardziej ponury i drażliwy. Doszedłem do przekonania, że nikt mnie nie kocha. Ludzie sobie w ogóle nie uświadamiali, jakie mam problemy! Problemy te oczywiście tkwiły we mnie zagrzebane bardzo głęboko. Toczył się tam niezwykły konflikt. Wiedziałem, że jestem psem, a jednocześnie zmysły, instynkty – nazwij to intuicją – podpowiadały mi, że kiedyś było inaczej. Uświadomiłem to sobie pewnej zimnej, wypełnionej snami nocy. Spałem na skraju grupy włochatych ciał, które spychały mnie od siebie – nie byłem wówczas najpopularniejszy wśród innych psów – a głowę przepełniały mi dziwne obrazy. Otóż byłem wysoki, niepewnie balansowałem na dwóch łapach, a głowę miałem na tym samym poziomie co ludzie. Widziałem, że idzie w moją stronę człowiecza samica, której twarz promieniowała ciepłem. Z jej ust wydobywały się miłe dźwięki. Zdawało mi się, że ją znam. Zamachałem ogonem, co sprawiło, że o mało się nie przewróciłem. Usłyszałem łagodny, znajomy mi dźwięk z jej ust ułożonych w osobliwe kółko. Jej głowa znajdowała się zaledwie o centymetry od mojej. Zbliżała się coraz bardziej. W końcu zetknęła się z moją. Wysunąłem język i polizałem ją po nosie. Odsunęła się ode mnie, mimowolnie wydając cichy okrzyk. Po zapachu ciała, który nagle doszedł moich nozdrzy, stwierdziłem, że jest zaskoczona. Jeszcze bardziej się zdziwiła, gdy zacząłem ziając i szybciej wymachiwać ogonem. Cofnęła się, a ja podążyłem za nią niepewnie na dwóch łapach. Zaczęła przede mną uciekać. Chcąc za nią pogonić, musiałem opaść na przednie łapy. Głowę przepełniała mi kakofonia dźwięków, feeria kolorów i kompozycja różnych zapachów. Wszystko było chaosem, wszystko pogrążone było w zamęcie. Przede mną pojawiły się inne ludzkie twarze. Jedna z nich należała do malutkiego, prześlicznego żeńskiego ludzia-dziecka. Potarła główkę o mój łeb, po czym wspięła mi się na grzbiet, kopiąc mnie po bokach. Zaczęliśmy baraszkować na zielonej istocie. Czułem, że pęknę z radości. Potem niebo zasnuła ciemność. Inna twarz. Płonął na niej gniew. Zniknąłem i znalazłem się w kojcu. Na targu. Potem znalazłem się wśród jakichś ciał, które zamarły i stały się lodowato zimne. Należały do psów, które pootwierały oczy i wpatrywały się we mnie. Później zapadła absolutna ciemność. Byłem jednak bezpieczny. Było mi ciepło. Niedaleko rozlegało się głośne, rytmiczne, kojące stukanie. Tak blisko, że niemal w mym wnętrzu. Zewsząd dobiegały inne, cichsze, ale bardzo natarczywe dźwięki. Wszystko, wszędzie, było miękkie; otaczał mnie dający i podtrzymujący życie płyn. Znajdowałem się w łonie matki i odczuwałem zadowolenie. Potem coś zaczęło mnie pchać z tyłu – pojawiły się krótkie brutalne skurcze. Zostałem wypchnięty z mojego bezpiecznego gniazdka, wrzucony w długi czarny tunel prowadzący w surowe, zimne zewnętrze. Opierałem się. Chciałem tu zostać. Wiedziałem, jak jest na zewnątrz. Byłem tam kiedyś. Proszę, błagam, pozwólcie mi zostać! Nie wyrzucajcie mnie. Nie chcę żyć. Śmierć jest przyjemniejsza. Działające na mnie siły były jednak potężne. Śmierć okazała się silniejsza, podobnie nowe życie. Pierwsza wyszła głowa. Przez chwilę moje ciałko pozostawało w pół drogi. W kolejce czekali inni, którzy zniecierpliwieni popchnęli mnie w błogości płynącej z ignorancji. Zadygotałem. Oczy nie chciały mi się otworzyć; rzeczywistość sama znajdzie sobie do mnie drogę. Czułem dookoła siebie inne lepkie, wilgotne ciałka. Potem zaczął mnie osuszać szorstki jak papier ścierny język. Wylizany z lepkiej cieczy leżałem nieruchomo, pokorny i bezbronny. Odrodzony. Krzyknąłem; krzyk mnie obudził. Czułem, że głowa rozleci mi się od naporu nowej wiedzy. Nie byłem psem, byłem człowiekiem. Egzystowałem przedtem jako człowiek i w jakiś sposób zostałem uwięziony w zwierzęcym ciele. Ciele psa. Jak? i dlaczego? Na szczęście nie przychodziła mi do głowy żadna odpowiedź. Gdyby tak się stało, gdyby objawiła mi się z całą ostrością w tej chwili, najprawdopodobniej bym oszalał. Mój krzyk obudził pozostałe psy. Cała zagroda wypełniła się hałaśliwym szczekaniem. Psy kłapały szczękami i rzucały się w moją stronę, ja jednak stałem jak zamurowany, dygoczący, zbyt oszołomiony, by zareagować. Wiedziałem, że byłem człowiekiem, widziałem siebie. Widziałem moją żonę i córkę. Przed oczami ukazywały mi się odtwarzane w pamięci rozmaite obrazy, stapiając się ze sobą, rozdzielając, łącząc ponownie, doprowadzając mnie do stanu krańcowej dezorientacji. Nagle cała zagroda została zalana światłem. Zacisnąłem ślepia, by nie czuć bólu, i otworzyłem je znowu, gdy usłyszałem męskie głosy. Do środka weszło dwóch białoskórych, narzekając i pokrzykując na szczekające opętańczo psy. – To znów ten mały popapraniec! – powiedział jeden z białoskórych. – Od kiedy tu jest, mamy z nim same kłopoty. Dłoń jednego z nich zacisnęła się brutalnie na moim karku. Wyciągnięto mnie za obrożę i powleczono długim korytarzem koło podobnych klatek. We wszystkich szczekały szaleńczo psy, czyniąc nieznośny hałas. Wrzucono mnie do ciemnego boksu – psiarni oddzielonej od pozostałych, w której izolowano szczególnie nieznośne osobniki. Kiedy zamykały się za mną drzwi, usłyszałem, jak jeden z mężczyzn powiedział: – Chyba trzeba go będzie jutro uśpić. i tak nikt nie weźmie takiego kundla, a wprowadza tu tylko zamieszanie. Nie słyszałem ściszonej odpowiedzi drugiego mężczyzny. Wydany przed chwilą brutalny wyrok przejął mnie taką grozą, że długo nie mogłem dojść do siebie. Znieruchomiały w ciemności, rozgorączkowany, zapłakałem. Co się ze mną stało? I dlaczego moje nowe życie okazało się tak krótkie? Zrozpaczony osunąłem się na posadzkę. Wkrótce jednak zwyciężył instynkt samozachowawczy. Zacząłem dochodzić do ładu z nie uporządkowanymi myślami i użalaniem się nad swoim losem. Byłem kiedyś człowiekiem, co do tego nie miałem żadnych wątpliwości. Obdarzony byłem ludzkim umysłem. Rozumiałem znaczenie słów wypowiedzianych przez dwóch mężczyzn. Czy mogłem mówić? Spróbowałem, ale z krtani wydobył się jedynie patetyczny pisk. Próbowałem zawołać, lecz było to jedynie psie wycie. Usiłowałem wrócić myślami do poprzedniego życia, jednakże gdy tylko zaczynałem się nad tym zastanawiać, obrazy umykały mi z pamięci. W jaki sposób stałem się psem? Czyżby wyjęto mój mózg z ludzkiego ciała i przeszczepiono do psiego organizmu? Czyżby jakiś szaleniec przeprowadzał eksperymenty z utrzymaniem przy życiu mózgu z umierającego ciała? Nie, to nie było możliwe, ponieważ pamiętałem ze snu swoje narodzenie pośród psiego miotu, pamiętałem, że suka oblizywała mnie z lepkich wód płodowych. Może jednak było to tylko złudzenie? Czyżbym rzeczywiście był rezultatem obłędnej operacji? Gdyby tak było, znajdowałbym się pod nieustanną opieką w jakimś wyśmienicie zaopatrzonym laboratorium. Ciało moje podłączone byłoby do aparatury, a nie wrzucone do mrocznego drewnianego lochu. Musiało być jakieś wytłumaczenie. Nieważne, czy logiczne, czy absolutnie szalone. Przyrzekłem sobie, że je odnajdę. Tajemnica ta ocaliła mi władze umysłowe, jak sądzę, ponieważ miałem przed sobą cel. Przeznaczenie, jeśli wolisz. Przede wszystkim musiałem się uspokoić. Ze zdziwieniem wspominam teraz, jak logicznie zacząłem myśleć tamtej nocy i nie załamałem się po odkryciu przerażającej paraliżującej prawdy. Czasami tak bywa, że wstrząsy psychiczne przytłumiają aktywność wrażliwych komórek mózgowych, pozwalając myśleć w logiczny sposób. Nie zamierzałem zmusić swojej pamięci do wyjawienia mi wszystkich sekretów – jeszcze nie wtedy. Zresztą i tak nie byłoby to możliwe. Zamierzałem dać sobie czas na złożenie całości z fragmentów, na ukształtowanie się obrazów, na odnalezienie przeszłości. Przede wszystkim jednak musiałem uciekać. |
||
|