"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу автораniego przed samym L▒dowaniem, a cуrka mia│a bielmo na jednym oku, pamiкtam,
┐e dokuczali╢my jej bez mi│osierdzia. Kiedy siк zaczк│a panika. Przecinek ze wszystkimi z tego kwarta│u w samych gaciach bieg│ a┐ do mostu - dziesiкж kilometrуw bez zatrzymywania. Potem d│ugo chorowa│, skуra mu zlaz│a i paznokcie. Wszyscy, ktуrzy mieszkali w Kwartale, no powiedzmy, prawie wszyscy, identycznie chorowali i dlatego teraz tak siк w│a╢nie nazywa - Kwarta│ Zad┐umionych. niektуrzy umarli, ale przewa┐nie starsi, i to te┐ nie wszyscy. Ja na przyk│ad my╢lк, ┐e oni umarli przede wszystkim ze strachu, a nie z powodu choroby. To by│o straszne. Kto mieszka│ w tym kwartale, ten chorowa│. A w tamtych trzech - ludzie ╢lepli. Teraz te kwarta│y tak w│a╢nie siк nazywaj▒ - Pierwszy Ociemnia│y, Drugi Ociemnia│y... жlepli zreszt▒ nie do koсca, a tylko tak trochк, co╢ w rodzaju kurzej ╢lepoty. Co ciekawe, opowiadaj▒, ┐e nie o╢lepli od jakiego╢ b│ysku czy wybuchu, chocia┐ mуwi▒, ┐e wybuchy te┐ by│y, ale od strasznego │oskotu. Zagrzmia│o, mуwi▒, z tak▒ si│▒, ┐e od razu nas o╢lepi│o. Lekarze t│umacz▒ im, jak komu dobremu - to niemo┐liwe, przypomnicie sobie dobrze! Nie, uparli siк, to by│ wyj▒tkowo silny grzmot i od niego wla╢nie o╢lepli╢my. A ┐eby by│o ╢mieszniej, nikt prуcz nich ┐adnego grzmotu nie s│ysza│. Tak. wygl▒da tu, jakby nic siк nie sta│o. O, tam stoi szklany kiosk, caluteсki. Dziecinny wуzek w bramie, nawet po╢ciel zdaje siк, jest jeszcze czysta... Tylko te anteny zaros│y jakimi╢ wiechciami na podobieсstwo morskiej trawy. Okularnicy na tк trawк dawno zкby sobie ostrz▒. Ciekawo╢ж, rozumiecie, co to za trawa - nigdzie indziej czego╢ podobnego nie ma, tylko w Kwartale Zad┐umionych i tylko na antenach. A co najwa┐niejsze - tu┐ obok instytutu, pod samymi oknami. W zesz│ym roku wpadli na ╢wietny pomys│, z Tylko poci▒gnкli, nagle psz-sz-sz! Patrzymy - antena dymi, kotwiczka dymi i lina te┐ dymi, i to zdrowo. I dymi siк to wszystko nie normalnie, tylko z takim jakim╢ jadowitym sykiem - wypisz, wymaluj grzechotnik. No a pilot, chocia┐ lejtnant, szybko pokapowa│, co i jak, rzuci│ linк, a sam da│ dкba... O, tam w│a╢nie wisi ta lina, prawie do samej ziemi zwisa i ca│a traw▒ zaros│a... I tak powolutku, powolutku dop│ynкli╢my do koсca ulicy, do zakrкtu. Kiry│ spojrza│ na mnie - skrкcaж? Machn▒│em mu rкk▒ - na pierwszym biegu! Nasz "kalosz" skrкci│ i wolniutko pop│yn▒│ nad ostatnimi metrami ludzkiej ziemi. Trotuar zbli┐a siк, zbli┐a i ju┐ cieс naszego "kalosza" pad│ na czarne ciemiк... Koniec. To ju┐ Strefa! I od razu mrуz po skуrze... Za ka┐dym razem tak mnie trzкsie i do tej pory nie wiem, czy to Strefa mnie tak wita, czy nerwy stalkera wysiadaj▒. Za ka┐dym razem obiecujк sobie, ┐e jak wrуcк, to zapytam, czy z innymi dzieje siк podobnie, i za ka┐dym razem zapominam. No dobra, pe│zniemy sobie wolniutko nad by│ymi ogrуdkami, silnik pod stopami huczy rуwno, spokojnie - no, my╢lк, on ma najmniej powodуw do niepokoju. I w tej w│a╢nie chwili mуj Tender nie wytrzyma│. Nie zd▒┐yli╢my nawet dotrzeж do pierwszego s│upka, jak nagle zacz▒│ gadaж. Ho tak, jak zwykle ┐у│todzioby gadaj▒ w Strefie - z▒b na z▒b facetowi nie trafia, serce zamiera, cz│owiek nie wie, co siк z nim dzieje, wstydzi siк okropnie i nie mo┐e siк opanowaж. Moim zdaniem to co╢ w rodzaju kataru: choж siк powie╢, z nosa leje siк i leje. Czego to oni nie wygaduj▒! To jeden z drugim zacznie siк zachwycaж krajobrazem, to zacznie wyk│adaж swoje teorie na temat przybyszуw albo w ogуle truje co╢ bez sensu i ju┐ nie jest w stanie siк |
|
|