"Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi " - читать интересную книгу авторажpieszyж siк nie mamy dok▒d, wiatru nie ma, widoczno╢ж dobra, wszystko jak
na d│oni. Widaж wykop, w ktуrym Zgnilec znalaz│ zas│u┐ony spoczynek - co╢ kolorowego jakby tam le┐y, mo┐e to jego │achy. Parszywy by│ typ. Panie, zmi│uj siк nad jego grzeszn▒ dusz▒, chciwy, g│upi, niechlujny, tylko takich жcierwnik Barbridge widzi na kilometr i zgarnia pod swoje skrzyd│a... a w ogуle to Strefa nie pyta, dobry jeste╢ czy zly, i wychodzi na to, ┐e trzeba ci podziкkowaж, Zgnilec, g│upi by│e╢, nawet twego prawdziwego imienia nikt nie pamiкta, a m▒drym ludziom pokaza│e╢ drogк... Tak. Oczywi╢cie najlepiej by│oby teraz dotrzeж do asfaltu. Asfalt jest rуwny, g│adki, wszystko na nim widaж i tam jest ta znajoma szczelina. Tylko ┐e bardzo mi siк nie podobaj▒ te pagуreczki! Odyby lecieж prosto nad asfaltem, trzeba by przej╢ж jak raz nad nimi. Widzisz je, stoj▒, zapraszaj▒. Nie, moje drogie, miкdzy wami ja nie przejdк. Drugie przykazanie stalkera - albo z lewej, albo z prawej musi byж czysto co najmniej na sto krokуw. A nad tym lewym pagуreczkiem przelecieж mo┐na... Co prawda nie wiem, co tam za nim siк kryje. Na ich planie, jak sobie przypominam, niczego nie by│o. Ale kto wierzy planom? - S│uchaj, Red - szepcze Kiry│. - Mo┐e skoczymy, co? Na dwadzie╢cia metrуw w gуrк, potem od razu w dу│ i ju┐ jeste╢my nad gara┐em, no? - Milcz, durniu - mуwiк. - Nie przeszkadzaj, sied╝ cicho. W gуrк mu siк zachcia│o. A jak ci przysunie tam na wysoko╢ci dwudziestu metrуw? Mokra plama zostanie. Albo nagle objawi siк "│ysica" - wtedy nawet plamy nikt z mikroskopem nie wypatrzy. Och, ci ryzykanci, niecierpliwi▒ siк, widzicie, skakaж mu siк zachcia│o... Jednym s│owem, jak i╢ж do pagуrka - wiadomo, a przy nim zatrzymamy siк i zobaczymy, co dalej. Wsadzi│em rкkк do kieszeni, wyci▒gn▒lem gar╢ж muterek. Pokaza│em je Kiry│owi i mуwiк: wszystko bкdzie na odwrуt. Patrz! - rzuci│em pierwsz▒ muterkк, niedaleko rzuci│em, jak nale┐y, mniej wiкcej na dziesiкж metrуw. Muterka polecia│a normalnie. - Widzia│e╢? - No? - mуwi. - Nie "no", tylko pytam, czy widzia│e╢? - Widzia│em. - Teraz najwolniej jak potrafisz, prowad╝ "kalosz" prosto do muterki i na dwa kroki przed ni▒ zatrzymaj siк. Zrozumia│e╢? - Zrozumia│em. Szukasz stref wzmo┐onej grawitacji? - Czego trzeba, tego szukam. Poczekaj, rzucк jeszcze jedn▒. Patrz, gdzie upadnie, i oczu z niej wiкcej nie spuszczaj. Rzuci│em jeszcze jedn▒ mutrк. Oczywi╢cie te┐ polecia│a normalnie i upad│a obok pierwszej. - Jedziemy - powiedzia│em. "Kalosz" ruszy│. Twarz Kiry│a sta│a siк spokojna i jasna. Widocznie ju┐ zrozumia│. Ci okularnicy wszyscy s▒ tacy sami. Dla nich najwa┐niejsze - wymy╢leж nazwк. Pуki nazwy nie wymy╢li, a┐ lito╢ж bierze patrzeж na takiego, wygl▒da jak kto g│upi. no a jak wymy╢li! Jak▒╢ tam wzmo┐on▒ grawitacjк - od razu sp│ywa na niego spokуj i zaraz l┐ej mu ┐yж na ╢wiecie. Przelecieli╢my nad pierwsz▒ mutr▒, nad drug▒ i trzeci▒. Tender wzdycha, przestкpuje z nogi na nogк i co chwila ziewa ze zdenerwowania, z takim psim skomleniem - kiepsko siк czuje, biedak. Nie szkodzi, to mu tylko na zdrowie wyjdzie. Piкж kilo co najmniej dzisiaj zrzuci, to lepsze od najlepszej diety... Rzuci│em czwart▒ mutrк. Jako╢ nie tak polecia│a. Nie umiem |
|
|