"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автора

brakowa│o.
- Wiktor - powiedzia│a nieg│oЬno Diana. - Teraz pуjdziemy Ьcie┐kNo. Ty
bкdziesz szed│ z ty│u. Patrz pod nogi i ani kroku na bok. Zrozumia│eЬ?
- Zrozumia│em - pokornie powiedzia│ Wiktor. - Krok w lewo, krok w prawo
- strzelam.
Diana przelaz│a pierwsza i poЬwieci│a Wiktorowi. Potem bardzo wolno
szli pod gуrк. To by│o wschodnie zbocze wzgуrza, na ktуrym sta│o sanatorium.
Wokу│ szumia│y pod deszczem niewidzialne drzewa. Raz Diana siк poЬlizgnк│a i
Wiktor ledwie zdNo┐y│ z│apaж jNo za ramiona. Niecierpliwie wyrwa│a siк i
sz│a dalej. Co chwila powtarza│a: "Patrz pod nogi... Trzymaj siк za mnNo".
Wiktor pos│usznie patrzy│ w dу│ na nogi Diany migajNoce w niepewnym, jasnym
krкgu. PoczNotkowo wciNo┐ oczekiwa│ ciosu w potylicк, prosto w guz, albo
czegoЬ w tym rodzaju, ale potem zdecydowa│ - raczej nie. Nic do niczego nie
pasowa│o. Po prostu, najpewniej zwia│ jakiЬ Ьwir - na przyk│ad Roscheper
dosta│ delirium tremens i trzeba go bкdzie doprowadziж z powrotem,
terroryzujNoc nie nabitym pistoletem...
Diana nagle przystanк│a i coЬ powiedzia│a, ale jej s│owa nie dotar│y do
ЬwiadomoЬci Wiktora, poniewa┐ nieomal w tej samej sekundzie zobaczy│ obok
Ьcie┐ki czyjeЬ b│yszczNoce oczy, nieruchome, ogromne, patrzNoce uwa┐nie spod
mokrego, wypuk│ego czo│a - tylko czo│o i oczy, i nic wiкcej, ani warg, ani
nosa, ani cia│a - nic. Wilgotna mokra ciemnoЬж i w krкgu Ьwiat│a -
b│yszczNoce oczy i nienaturalnie bia│e czo│o.
- Мcierwa - powiedzia│a Diana ЬciЬniкtym g│osem. - Wiedzia│am.
Zezwierzкcone Ьcierwa.
Pad│a na kolana, promieс latarki zeЬlizgnNo│ siк wzd│u┐ czarnego cia│a
i Wiktor zobaczy│ jakieЬ lЬniNoce pу│koliste ┐elazo, │aсcuch w trawie, a
Diana rozkaza│a "Szybciej Wiktor", a on przysiad│ obok niej na piкty i
dopiero wtedy zrozumia│, ┐e to potrzask, a w potrzasku - noga cz│owieka.
OburNocz wczepi│ siк w ┐elazne szczкki, sprуbowa│ rozerwaж je, podda│y siк
ledwie, ledwie i znowu zatrzasnк│y. "Idiota! - krzyknк│a Diana. -
Pistoletem!" ZacisnNo│ zкby, z│apa│ wygodniej, napiNo│ musku│y tak, ┐e
zachrzкЬci│o i szczкki siк rozwar│y. "WyciNogaj" - powiedzia│ ochryple. Noga
znik│a, ┐elazne pу│kola znowu siк zwar│y i zacisnк│y mu palce. "Potrzymaj
latarkк" - powiedzia│a Diana. "Nie mogк - odpowiedzia│. - Z│apa│em siк.
Wyjmij z kieszeni pistolet..." Diana zaklк│a, wsadzi│a mu rкkк do kieszeni.
Wiktor znowu otworzy│ potrzask, Diana wstawi│a kolbк pistoletu miкdzy
szczкki i wtedy siк uwolni│.
- Potrzymaj latarkк - powtуrzy│a Diana - a ja zobaczк co z nogNo.
- KoЬж jest zgruchotana - powiedzia│ z ciemnoЬci napiкty g│os. -
ZanieЬcie mnie do sanatorium i wezwijcie samochуd.
- S│usznie - powiedzia│a Diana. - Wiktor, daj mi latarkк i podnieЬ go.
PoЬwieci│a. Cz│owiek siedzia│ na tym samym miejscu oparty o pieс
drzewa. DolnNo po│owк jego twarzy zas│ania│a czarna przepaska. Okularnik,
pomyЬla│ Wiktor. Mokrzak. SkNod on siк tutaj wziNo│?
- Bierz go - niecierpliwie powiedzia│a Diana. - Na plecy.
- Zaraz - odpowiedzia│. Przypomnia│ sobie ┐у│te krкgi wokу│ oczu.
пo│Nodek podszed│ mu do gard│a. - Zaraz... - przysiad│ obok mokrzaka i
odwrуci│ siк do niego plecami - proszк mnie objNoж za szyjк - powiedzia│.
Mokrzak okaza│ siк chudy i lekki. Nie rusza│ siк i nawet mo┐na by│o
sNodziж, ┐e nie oddycha. Nie jкcza│, kiedy Wiktor siк poЬlizgnNo│, ale za