"Kanał" - читать интересную книгу автора (Connelly Michael)7Backus trzymał się przynajmniej trzydzieści jardów za nią. Wiedział, że nawet na zatłoczonym chicagowskim lotnisku będzie zachowywać „czujność: sześć”, jak to nazywali, kiedy jeszcze służył w FBI. Będzie oglądać się do tyłu – na sześć, czyli szóstą godzinę – i cały czas sprawdzać, czy ktoś jej depcze po piętach. Już i tak sporo się musiał nakombinować. Samolot z Dakoty Południowej był mały, mieścił mniej niż czterdziestu pasażerów. Ponieważ miejsca przydzielano przypadkowo, siedział zaledwie dwa rzędy od niej. Tak blisko, że mógł poczuć jej zapach -własny zapach, pod perfumami i makijażem. Ten, na który reagują psy. Przebywanie tak blisko, a zarazem tak daleko było oszałamiające. Przez cały czas kusiło go, by odwrócić się i spojrzeć na nią, może zerknąć między fotelami na jej twarz, zobaczyć, co robi. Ale nie odważył się. Musiał działać powoli. Wiedział, że szczęście sprzyja tym, którzy starannie planują, a potem czekają. Na tym polega cały sekret. Ciemność czeka. Wszystko lgnie do ciemności. Szedł za nią przez pół hali American Airlines, aż usiadła przy bramce K9. Było tam pusto, żadnego podróżnego. Za kontuarem nie stał pracownik linii lotniczych stukający w komputer i sprawdzający bilety. Lecz Backus wiedział, że to tylko dlatego, iż przyszła za wcześnie. Oboje przyszli za wcześnie. Lot do Las Vegas będzie odprawiany przy stanowisku K9 dopiero za dwie godziny. Wiedział to, bo też leciał tym samolotem. W pewnym sensie był aniołem stróżem Rachel Walling, milczącą eskortą, która nie odstąpi jej aż do celu podróży. Podszedł do bramki, uważając, by nie rzucało się w oczy, że na nią zerka. Był ciekaw, jak spędzi czas oczekiwania na następny lot. Na prawym ramieniu powiesił wielką torbę z łaciatej krowiej skóry; gdyby uniosła wzrok, jej uwagę zwróci raczej torba, nie twarz. Nie bał się, że go rozpozna. O to zatroszczył się wcześniej, wiele wycierpiał podczas tych wszystkich operacji. Mogła jednak poznać, że leciał z nią z Rapid City. A tego nie chciał. Nie zamierzał obudzić jej podejrzliwości. Gdy rzucał Rachel ukradkowe spojrzenie, jego serce nagle zabiło. Miała spuszczoną głowę, czytała książkę – starą i wyświechtaną. Spomiędzy stron wystawało mnóstwo żółtych karteczek. Ale on rozpoznał okładkę i tytuł. „Poeta”. Czytała o nim! Przyspieszył kroku, żeby nie poczuła, że ktoś ją obserwuje, i nie uniosła wzroku. Minął dwa kolejne stanowiska i wszedł do toalety. Starannie zamknął drzwi kabiny. Powiesił torbę na wieszaku na drzwiach i szybko zabrał się do pracy. Zdjął kowbojski kapelusz i kamizelkę. Siadł na sedesie i ściągnął także kowbojki. Backus w pięć minut przeobraził się z kowboja z Dakoty Południowej w gracza z Las Vegas. Włożył jedwabne ubranie, złoto, kolczyk i ciemne okulary. Do paska przypiął krzykliwy, chromowany telefon komórkowy, pomimo że nie miał do kogo dzwonić i do niego też nikt nie będzie dzwonił. Z torby wyciągnął inną torbę, dużo mniejszą, ozdobioną lwem z logo Metro-Goldwyn-Mayer. Wepchnął do niej części swej poprzedniej skóry i wyszedł z kabiny, przewieszając torbę przez ramię. Podszedł do umywalki, by umyć ręce. Był pełen podziwu dla siebie za te przygotowania. To właśnie planowanie i zwracanie uwagi na szczegóły sprawiały, że osiągnął taki sukces w swym fachu. Przez chwilę pomyślał o tym, co dalej. Zamierzał zabrać Rachel Walling na wycieczkę. Pod jej koniec pozna otchłanie ciemności. Jego ciemności. Zapłaci za to, co mu zrobiła. Poczuł, że dostaje wzwodu. Odszedł od zlewu i wszedł z powrotem do kabiny. Próbował myśleć o czymś innym. Słuchał podróżnych wchodzących do toalety i wychodzących z niej, załatwiających potrzeby, myjących się. Jeden z nich nawet tu gadał przez komórkę. W toalecie potwornie śmierdziało. Ale to nic. Zapach jak w tunelu, gdzie ponownie przyszedł na świat, przez krew i mrok, tyle lat temu. Gdyby tylko wiedzieli, kto siedzi tutaj obok nich. Przez chwilę miał wizję ciemnego, bezgwiezdnego nieba. Padał w tył, trzepocząc rękoma, bezpiórymi, bezużytecznymi skrzydełkami wypchniętego z gniazda pisklęcia. Ale przeżył i nauczył się latać. Zaczął się śmiać – nogą spuścił wodę, żeby zagłuszyć ten dźwięk. – Pieprzcie się wszyscy – szepnął. Odczekał, aż wzwód zelżeje, dumając nad jego przyczyną i uśmiechając się. Doskonale znał swój profil psychologiczny. Pomiędzy władzą, seksem i spełnieniem jest zaledwie nanometr różnicy, jeśli popatrzeć na ciasno ułożone synapsy w szarych zwojach mózgu. W tych wąskich kanałach wszystko sprowadza się do tego samego. Kiedy był gotów, ponownie spłukał toaletę, pamiętając, by zrobić to butem, i wyszedł z kabiny. Jeszcze raz umył ręce i obejrzał się w lustrze. Uśmiechnął się. Był nowym człowiekiem. Rachel go nie pozna. Nikt go nie pozna. Czując pewność siebie, rozpiął torbę z logo MGM i zerknął na swój aparat cyfrowy. Spoczywał tam, gotowy do pracy. Postanowił, że zaryzykuje i zrobi Rachel kilka zdjęć. Tak tylko, na pamiątkę, parę potajemnych fotek do oglądania i podziwiania, kiedy już będzie po wszystkim. |
||
|