"Trzynaście lat podróży" - читать интересную книгу автора (Bułyczow Kir)9O siedemnastej czasu pokładowego Pawłysz znajdował się obok kabiny. Tu nie był turystą. Pracował. Właściwie — czekał, czy będzie jakaś praca. Jego działania lekarza zaczynały się w chwili, kiedy w wannie materializował się astronauta. Aż do tego momentu Pawłysz tylko dublował Stanza. Z Ziemi nie nadeszło więcej ani jedno słowo. Wiadomo było, że z przerzutu nici. Tym niemniej wszyscy na „Anteuszu” zachowywali się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Tak zdecydowali kapitanowie. O siedemnastej pracownicy ośrodka teleportacji znajdowali się na swych posterunkach, gotowi do odbioru. W odróżnieniu od normalnej procedury, tym razem obecni byli obaj kapitanowie. W ciągu stu sześciu lat lotu nie zdarzyło się jeszcze ani jedno odwołanie przerzutu. Przy stole, kiedy pojawiło się kilka hipotez, kiedy wypowiadano mądre i niemądre słowa, dotyczące tego, co mogło się wydarzyć, przypomniano sobie, że pewnego razu zamiast jednego kosmonauty, przyjęto drugiego. Pierwszy niespodziewanie zachorował. Dlatego na pokładzie postanowiono zachowywać się, jak gdyby grawigramu w ogóle nie było. O siedemnastej dwadzieścia sześć Pawłysz włączył swoje stanowisko — kontroler-bis. Stanowisko wysłało na display parametry systemu. Pawłysz czekał na komentarz Stanza. — Parametry w normie — powiedział ten. Siedział przy głównym pulpicie. — Gotów do przyjęcia. Pawłysz zerknął na mierniki Stanza, przeniósł wzrok na swoje, identyczne dane. — Kontroler-bis gotów do przyjęcia — potwierdził słowa Stanza. Była siedemnasta dwadzieścia siedem. — Roztwór w normie — rzekł Wargezi. Reszta była sprawą automatów. To były najdłuższe minuty w życiu Pawłysza. — Czas — powiedział technik o nazwisku Johnson. — Czas — powtórzył Stanzo. Kabina odbiorcza była martwa. Poczekali jeszcze siedem minut. Rozmawiali, czując nawet pewną ulgę — przed decydującym momentem panowało tu nieznane. Prognoza potwierdziła się — przerzut się nie odbędzie. I już nie było na co czekać. Kapitanowie odeszli. Żylasty Kapitan-1, któremu nie sądzone było wydać rozkaz, i Kapitan-2, wysoki, szczupły, bardzo młody — nawet może za młody z punktu widzenia Pawłysza. A po pięciu minutach Kapitan-1 przez komunikator wewnętrzny zwołał obie załogi do messy. Na posterunkach pozostali tylko dyżurni. Kabin pilnował Stanzo. |
||
|