"Strefa Zamknięta" - читать интересную книгу автора (Woods Stuart)6Holly odczekała chwilę, a potem powoli osunęła się na kolana i wyciągnęła rękę wnętrzem dłoni w dół. – Chodź tutaj, piesku – wabiła zwierzaka słodkim głosem. – Chodź do mnie. Doberman przestał warczeć, ale nie poruszył się, tylko podejrzliwie mierzył ją wzrokiem. – Chodź do mnie, kochanie. Jesteś dobrym pieskiem. No chodź. Warknął cicho, powoli zbliżył się do Holly i obwąchał wyciągniętą rękę. Przez chwilę trwała w bezruchu, a potem grzbietem palców pogładziła jego pysk. – Dobry piesek. Nie zjesz mnie, prawda? Mam nadzieję, że nie – wyszeptała. Wtedy pies zrobił coś dziwnego: delikatnie złapał w zęby jej palce i pociągnął. Musiała podeprzeć się drugą ręką, żeby nie upaść na twarz, ale zwierzak nie puścił. Wciąż ciągnął. Podniosła się i poszła za psem, który tyłem wyszedł na korytarz. Tam puścił jej rękę i stanął przed zamkniętymi drzwiami. Były w okropnym stanie, poryte głębokimi bruzdami. – Chyba tu chcesz wejść. Chwileczkę, zaraz je otworzę. Przekręciła gałkę i otworzyła drzwi. Pies wpadł do środka i zniknął za biurkiem stojącym w głębi pokoju. Holly zajrzała za biurko i stanęła jak wryta. – O Jezu! – jęknęła. Obok przewróconego fotela na kółkach leżał na plecach beznogi mężczyzna. Brakowało mu większej części głowy. Pies położył się obok ciała i popiskiwał cichutko. – Strzelba – mruknęła Holly pod nosem. Chciała podejść do ciała, ale doberman podniósł łeb i warknął. – Chodź tutaj, piesku. Chodź! – powtórzyła ostro raz i drugi. Pies podniósł się i podszedł. Holly pogładziła go po głowie, podrapała za uszami. – Jesteś dobrym pieskiem, prawda? Próbowałeś pomóc Hankowi, ale drzwi były zamknięte. Jak znalazłeś się w kuchni? Kto cię wpuścił? – Przez chwilę niemal myślała, że pies jej odpowie. Na ladzie obok niej leżała smycz i obroża z łańcuszka. Podniosła obrożę i przeczytała napis na tabliczce. – A więc wabisz się Daisy? Jesteś dziewczyną, jak ja. – Włożyła psu obrożę i przypięła do niej smycz. – Chodź ze mną na dwór, Daisy – powiedziała miękko, ciągnąc za smycz. Wymagało to trochę zachodu, ale w końcu Daisy dała się zaprowadzić do drzwi na tyłach domu. Jimmy czekał przy schodach. – Wszystko pod kontrolą? – spytał. – Nie całkiem – odparła Holly. – Daisy, to Jimmy. Zostań tu z nim. Jimmy, obłaskaw Daisy. Suka pozwoliła mu się poklepać. – Daisy, siad – poleciła Holly. Daisy usiadła. – Zostań tu z nią. Ja wrócę do domu. – Co się tam dzieje? Hank zemdlał? – Hank nie żyje. Zgłoszę to. Kiedy zaczną ściągać tu ludzie, zajmij się Daisy. Mów do niej. Jest bardzo zdenerwowana, a chyba nie chcesz zdenerwować jej jeszcze bardziej. – Tak jest. Holly wróciła do domu, ostrożnie podniosła telefon z biurka i wystukała 911. Nawet nie wiedziała, czy miasto ma pogotowie policyjne. – Policja Orchid Beach – usłyszała kobiecy głos. – O co chodzi? – Tu zastępca komendanta Holly Barker. – Wyjęła wizytówkę z podstawki na biurku i przeczytała adres. – Pod tym adresem znalazłam zastrzelonego mężczyznę. Odszukaj Boba Hursta i każ mu tu natychmiast przyjechać. Ma być gotowy do pracy na miejscu zdarzenia. Czy mamy koronera? – Tak, szefie, na pół etatu. – Znajdź go i też tu ściągnij. Będzie też potrzebny ambulans, ale z tym nie ma pośpiechu. – Tak jest. Zidentyfikowała pani ciało? – To Henry Doherty. – Hank? Och, lubiłam go. Czy Daisy nic się nie stało? – Jest w porządku. Bierz się do pracy. – Tak jest. Holly rozłączyła się i rozejrzała po pokoju. Wcześniej nie zwróciła uwagi, że obok ciała leży strzelba powtarzalna, tak zwana pompka o krótkiej lufie. Nie dotknęła jej. W pokoju panował porządek. Podeszła do biurka i posługując się wyjętym z kieszeni długopisem, przesunęła papiery na blacie. Trochę korespondencji – głównie rachunki, ale był też jeden list, od niejakiej Eleanor Warner z Atlanty. Za biurkiem stał mały sejf z uchylonymi drzwiczkami. Postanowiła zajrzeć do niego później, teraz przeszła do sypialni. Nad łóżkiem wisiało coś w rodzaju szpitalnego trapezu, a w kącie stała para protez nóg i dwie laski. Najwyraźniej Hank Doherty nie zawsze korzystał z wózka. Za domem ciągnął się szereg psich bud ogrodzonych siatką. Holly była pod wrażeniem panującego wszędzie porządku. Tylko frontowe podwórko wydawało się zaniedbane. Wróciła do kuchennych drzwi. Jimmy stał cierpliwie z Daisy na smyczy. Poklepała psa. – Jak myślisz Jimmy, czy w samochodzie szefa są gumowe rękawiczki? – Możliwe. Holly wzięła od niego smycz. – Postaraj się je znaleźć. Jimmy poszedł do samochodu, zajrzał do schowka i wrócił z rękawiczkami. – Czy szef woził ze sobą strzelbę? – spytała, tknięta nagłą myślą. – Tak, szefie, we wszystkich wozach patrolowych są strzelby. – Sprawdź, czy jest na swoim miejscu. Jimmy otworzył bagażnik. – Nie, nie ma. Holly podała mu smycz Daisy, naciągnęła gumowe rękawiczki i wróciła do gabinetu. Podniosła strzelbę, zapisała jej numer seryjny na grzbiecie rękawiczki, a następnie zadzwoniła na komisariat. Poprosiła do telefonu Jane. – Masz listę numerów seryjnych broni palnej wydziału? – zapytała. – Tak, w moim komputerze. – Znajdź numer strzelby szefa, tej, którą miał w samochodzie. Holly usłyszała stukanie klawiszy, a po chwili Jane odczytała numer. – Dzięki. Gdybyś mnie potrzebowała, jestem w domu Hanka Doherty’ego. – Podała jej numer i odłożyła słuchawkę. Kiedy się odwróciła, w drzwiach pokoju zobaczyła atletycznie zbudowanego mężczyznę pod czterdziestkę. Miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ponad sto kilo wagi i nosił garnitur z niemnącego materiału. – Bob Hurst – przedstawił się. – Holly Barker – podała mu dłoń. – Przepraszam za rękawiczki. – Słyszałem o pani, miło mi panią poznać. – Wzajemnie. – Co tu mamy? – Hank Doherty. Nie żyje, strzał w twarz. Hurst obszedł biurko, popatrzył na ciało i zerknął na strzelbę. – Wygląda na policyjną broń. – Należy do Marleya. Sprawdziłam numer seryjny. – Dziwne. – Rozejrzałam się po domu. Wszędzie panuje porządek, chyba nic nie zostało skradzione. Sejf jest otwarty, ale z niego chyba też nic nie zginęło. – Na ile znałem Hanka, mógł popełnić samobójstwo. – Zastrzelić się z broni szefa? – Cóż, na to wygląda. – Traktujmy to jako zabójstwo, dopóki nie dowiemy się czegoś więcej. Ty zajmij się sceną zdarzenia, a ja obejrzę biurko i sejf. – Zgoda. Holly usiadła za biurkiem. Najpierw przeczytała list od Eleanor Warner: dwie strony afektowanych wynurzeń, głównie na temat dzieci. Pani Warner była córką Hanka. Potem przejrzała rachunki i pozostałą korespondencję. Nie znalazła nic ciekawego, więc zajęła się plikiem dokumentów leżących pod bloczkiem do notatek. Napis na wierzchniej kartce głosił: DAISY DOSKONAŁY PIES SŁUŻBOWY – Och, Daisy – mruknęła Holly – to tak jak ja. |
||
|