"Zabawa W Strzelanego" - читать интересную книгу автора (Drzewiński Andrzej)

Druga godzina

Skrzypnęło krzesło. Odwrócił się, za nim siedziała Beata.

– Słyszałaś, co mówił? – spytał.

Skinęła potakująco. Po drgających kącikach ust widać było, że ledwo wstrzymuje się od płaczu.

– U nas będzie wtedy piąta rano? – spytała. Bał się tego pytania, ale musiał jej odpowiedzieć.

– Tak jak obliczyłem, stanie to się na parę minut przed świtem – odpowiedział nerwowo przygryzając wargę.

– A więc, to był nasz ostatni dzień? – rzuciła, sam nie wiedział do kogo.

Milczał. Podszedł do niej i wziął głowę w dłonie. Palce delikatnie przesuwały się po włosach. Przytuliła się mocno; za mocno. Uniósł jej głowę. Łzy ściekały po policzkach i ginęły gdzieś w załamaniu brody.

– Nie płacz maleńka – powiedział cicho – przecież my tego nie zrobimy. Umówiliśmy się. Prawda?

Skinęła głową i próbowała się uśmiechnąć. Schylił się i musnął jej policzek, a potem pocałował.

– Poczekaj, coś ci pokażę – powiedział, idąc w kierunku regału z książkami.

Chwilę szukał, a potem wyciągnął grube tomisko. Opierając je na kolanie, uśmiechnął się porozumiewawczo. Już nie płakała. W końcu najwidoczniej znalazł to co chciał, gdyż założył miejsce palcem i usiadł obok. Patrzyła z wyczekiwaniem.

– Wyobraź sobie, że to co nas spotyka, już kiedyś się zdarzyło – zaczął tonem, jakim opowiada się bajki. – Znalazłem taki fragment w „Dialogach" Platona. Posłuchaj, i sama oceń.

Skandując, zaczął czytać: … Pisma nasze mówią, jak wielką niegdyś państwo wasze złamało potęgę… Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego. Wtedy to morze tam było dostępne dla okrętów. Bo miało wyspę przed wejściem, które wy nazywacie Slupami Heraklesa… Ci, którzy wtedy podróżowali, mieli z niej przejście do innych wysp. A z wysp była droga do calego lądu, leżącego naprzeciw, który ogranicza tamto prawdziwe morze… Otóż na tej wyspie, na Atlantydzie,

wstało wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rządami królów, władające nad całą wyspą i częściami lądu stałego… później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł jeden dzień i jedno noc okropna… wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod powierzchnią morza i zniknęła… – skończył.

– Więc jednak to nie wygubiło całej ludzkości? – spytała szeptem.

– A jak myślisz? – odpowiedział, uśmiechając się.

– To dobrze, to bardzo dobrze – mówiła – a więc mamy szansę. Mamy… Jak dobrze, że ty tu jesteś.

Przytulili się do siebie i patrzyli na migocące na niebie gwiazdy A on jej opowiadał o Platonie Atlantydzie i cały czas myślał o tym, że nie mają żadnej szansy.