"Zdążyć przed pierwszą gwiazdką" - читать интересную книгу автора (Grochola Katarzyna)O n jeszcze nie wie, że mnie kocha Spojrzał i w jego spojrzeniu nie mogła znaleźć nic, żadnej nadziei. Uważne spojrzenie, trochę smutne, zielonkawe tęczówki, wąskie źrenice. I żadnej nadziei. – Tak postanowiłem. – A ja? – chciała wyszeptać i poczuła, jak zimno idzie w dół, od brzucha do podbrzusza, jak tężeją płuca z braku powietrza (co wciągnęła do tych płuc zamiast?), jak obręcz zaciska się coraz bardziej. – A ja? Ja się nie liczę? To, że cię kocham? Spuścił wzrok i milczał. Obręcz się zacisnęła i gardło zaczęło się zwężać. Oczy zapiekły, a nogi stwardniały. Zniknęło gdzieś ciało, a pustą skórę wypełniło zimno. Było wszędzie, w dłoniach, ramionach, udach, między nogami. Tylko z tyłu, tam gdzie powinny być plecy, była dziura, i to zimno tą dziurą tam do niej wchodziło. Nie powinna tak się upokarzać. Przecież powiedział, postanowił, podjął decyzję. Ona już nie była ważna, nie musiał się z nią liczyć, nie tylko nie musiał, ale nie chciał. Wszystko się skończyło, a ona gwałtownie szuka czegoś, co można uchwycić, jakiegoś drobnego kawałeczka ich razem, który odchucha, którym się zaopiekuje, który wtedy na nowo wzrośnie i przywróci ich sobie. Czegokolwiek, jakiegoś ważnego wspomnienia, przecież, na miłość boską, kochali się! Nie można tak nagle, z dnia na dzień, kogoś przestać kochać! Żeby tylko mogła powiedzieć, że teraz będzie inaczej, że to ważna rozmowa, że cieszy się, że powiedział jej o swoim niepokoju, ale ona się poprawi! Zrobi coś, przecież może na nią liczyć, nie pomyślała, nie odgadła na czas, nie domyśliła się, straciła swoją kobiecą intuicję, poczuła się zbyt bezpiecznie, to jej wina, ale ona się zmieni, zmieni siebie, swoje postępowanie, to się nie zdarzy następnym razem, będzie czujna, będzie uprzedzać jego myśli, nie dopuści do takiej sytuacji co zrobiła czego nie zrobiła wytężyć siły przypomnieć sobie wyostrzyć wzrok w przeszłość a pamiętasz jak kiedyś a przypomnij sobie jak dwa miesiące temu jakich słów użyć jakiego tonu głosu jak spojrzeć co poczuć żeby go nie przestraszyć żeby żeby żeby rozumiał że ona rozumie że tym razem się naprawdę postara nie dopuści w porę zareaguje uprzedzi… co zrobić co zrobić zrobić coś co żeby zobaczył że ją kocha że tamto wszystko co mówił to pomyłka pomylił się… Oczywiście! To takie proste! On się pomylił! On nie chciał tego powiedzieć! Kochany, pomylił się, a ona źle zrozumiała, on miał co innego na myśli, och, jaka jest głupia, zaraz spojrzy mu prosto w oczy jasnym, prostym spojrzeniem i zobaczy, że tamto to nieprawda, że prawda w jego oczach to czułość i ciepło! Kochany, jak mogłam cię podejrzewać, że nie wiesz, co mówisz, jak mogłam być taka głupia, żeby myśleć, że mnie nie kochasz, ty mnie kochasz, ty tylko zapomniałeś, że mnie kochasz, kochasz mnie najbardziej na świecie jesteś moją kobietą jesteś moim marzeniem jesteś moim wybawieniem jesteś moją połówką pachniesz jak nikt na świecie zawsze będę z tobą nikt nas nie rozłączy Tego przecież nie mówi się żartem, nie mówi się tak sobie, nie mówi się dla zabawy, to są słowa z serca, prawdziwe i niepodważalne, o tym powinna pamiętać, a to nie on, tylko ona właśnie o tym zapomniała. Kochany, on nie to miał na myśli… I spojrzy na niego, a w chwili kiedy spojrzy, przypomni mu to wszystko, wszystko się obróci, na dobre się obróci, wróci dzień… To wszystko przez nią, ona nie zrozumiała go dobrze, nie zrozumiała intencji, pomyślała tylko o sobie, nie o nim, a przecież jest zapętlona i przerażona, nieraz jej to mówił, i teraz też jest przerażona, że on może rzeczywiście mógł pomyśleć to, czego myśleć nie mógł! To przez nią! Przez jej wybujałą wyobraźnię, jej strach, który kazał tak brzydko, niedbale zinterpretować jego słowa. Nie, nie, nie. Trzeba wziąć głęboki oddech, jeszcze jeden i jeszcze, uśmiechnąć się, zaraz wróci wzrok, który dotyka, i zaraz sobie wszystko wyjaśnią… Wyjaśnią to całe głupiutkie nieporozumienie. Za które go będzie tak czule przepraszać… I znowu będzie dobrze… Zaraz się skupi i będzie wiedziała, jak popatrzeć, żeby zobaczył, jak spojrzeć, żeby wiedział, jak powiedzieć, żeby nie przestraszyć, co zrobić, żeby nie było winy. Ani winy, ani wstydu. Już! Podniosła oczy i zobaczyła jego zielonkawe tęczówki. To nie były puste oczy, patrzył na nią z obojętnością i odrobiną troski. – Dobrze się czujesz? Nie, nie czuję się ani dobrze ani źle coś natychmiast trzeba zrobić żeby zrozumiał bo on nie rozumie nie rozumie że to boli że nie wolno zabijać, jest nie zabijaj a on zabija Nie! Oczywiście, że nie! Stop! Rozpędziła się! Tak nie wolno. Powoli, jeszcze raz… nie dawać się ponosić emocjom… pomyśleć, zrozumieć, co powiedział. Nie dodawać nic, nic nie odejmować. Zapytał, jak się czuje. Zapytał, czy czuje się dobrze. Czyli nie wszystko stracone… Nie wszystko. Zebrać się w kupę, nie pokazywać, nie przestraszyć, on nie chce mieć do czynienia z dzieckiem, tylko z kobietą, kobiety są wytrzymałe, silne, mądre. Dorosłe kobiety nie histeryzują, nie pokazują po sobie, nie pozwalają. Dorosłe kobiety wiedzą, czego chcą. Odczytują intencje prawidłowo. O co on zapytał? Dobrze się czujesz? Co to znaczy? Trzeba pomyśleć, spokojnie pomyśleć. Dobrze się czujesz? To znaczy, że mu zależy. Troszczy się o nią. Nie musiał zadawać tego pytania, a jednak zadał. Odczuł to, co ona czuje, ponieważ są połówkami tej samej pomarańczy, tego samego rajskiego jabłka, on nawet o tym nie wie, ale już zawsze będzie czuł tak samo jak ona, a ona będzie czuła jego ból, zdenerwowanie, troskę, tak jak to było zawsze, od półtora roku, a przedtem się i tak nie liczy, bo to był czas, w którym jego nie było, więc nie było też czasu ani przestrzeni, ani życia, ani historii, nie było nic przedtem, zanim się poznali, i ona to przekonanie przywróci. Nie miała racji, jak zwykle. Nie miała racji. Czy dobrze się czujesz – to znaczy, że nie myśli tylko o sobie. Myśli o niej. Myśli o niej ciepło, tylko nie umie tego wyrazić. Dobrze się czujesz – znaczy, że nie jest mu obojętna. Chciałby, żeby się czuła dobrze, zauważa każdą zmianę jej zachowania. Może zbladła, tak, na pewno zbladła i on już wie, przeczuwa, że coś z nią jest nie tak. Obcy ludzie nigdy by tego nie zauważyli, a on nie jest obcy. Tak! To jest dowód, nie wymyślony dowód, tylko namacalny dowód na bliskość, na intymność, padły te słowa, a słowo ciałem się stało… Stoi oparty o ścianę. Tu mają być w przyszłości deski dębowe – tak ustalili. Na razie jest ściana, trochę chropawa i dawno niemalowana, ale czysta. Nad nim licznik, prawie bezszelestnie zębate kółeczko odmierza niewidzialną elektryczność. Nie powinien się kręcić – wszystko jest wyłączone, nie gra radio ani telewizor. Światła niepozapalane… Tak cicho… Powinien stać w miejscu, tak jak stoi mężczyzna, ale zębate kółeczko lekko drga, czerwony ślad przesuwa się… 2345, a teraz pomaleńku piątka jest wypychana przez szóstkę… Co jest włączone? Ach, lodówka, oczywiście, zawsze lodówka. W lodówce piwo, które on lubi… Na górnej półce. Dawno nie pił piwa… Już jest szóstka… 2346… Ten licznik będzie zabudowany… jak położą deski. Grube deski, poziomo, nowocześnie. Sam zaplanował półki i szafkę. Półka pójdzie pod licznikiem, aż do rogu, potem nad drzwi… Będzie ładnie. Postawi się tam gliniane wazony i najwyższe książki. Drzwi się pomaluje, a może obije skórą lub skajem, a może nawet skórą w jakimś ładnym kolorze, może żółtym, nie, żółty nie będzie pasował do dębu, chcieli zostawić naturalny kolor dębu – tylko lekki lakier ekologiczny, wodny… Wymyślą jakiś kolor, jeszcze jest czas. Dużo czasu… A on stoi nieruchomo. Oczy zielonkawe, z małą zwężoną źrenicą. A pod oczami ciemne cienie z niewyspania. Nie jest szczęśliwy. To dla niego cios. To, że musi jej mówić przykre rzeczy. Kto go do tego zmusił? Dlaczego się zdecydował? Przecież ona widzi, że nie jest szczęśliwy. Patrzy na nią. Nie miała racji, to w jego spojrzeniu to troska. Czeka, aż ona coś powie. Czy dobrze się czujesz? Odpowie mu. Nie zmartwi go bardziej. – Dobrze. Dobrze się czuję. Co teraz? Co teraz? Co robić? Co mówić? Może milczeć? Przekonywać? Zatrzymać? Płakać? Nie ma powodu płakać. Nie może być smutna. Nic się nie dzieje. To jej rozigrana wyobraźnia. On chce coś przemyśleć i nie znalazł innego sposobu. Poczekać? – Muszę już iść. Chciałbym odebrać od ciebie moje rzeczy… Ach, oczywiście. Jego rzeczy. Jego swetry, pachnące swetry, i bluzy obszerne i cieplutkie, w które zawijała się wieczorem, kiedy go nie było. I pachniała nim, wodą Gio, jego wodą, zasypiała w jego pustoramiennym swetrze, kiedy nie było go przez tydzień, a ona tęskniła za jego dotykiem. Może to śmieszne, może inne kobiety tego nie robią, ale ona robi zawsze, jak on wyjeżdża. Czuje się bezpiecznie, zasypia z jego obrazem pod powiekami… Więc jego swetry? Jego bluzy, jego spodnie i skarpety. I rakieta tenisowa z rączką od jego potu przyciemniała, jego płyty, delikatny jazz, jego książki, które przynosił przez dwa dni, które zwoził do jej domu tak niedawno, jego zdjęcia, kiedy był mały, malutki chłopczyk ułożony na kocyku z główką na bok, z rozłożonymi nóżkami, trzy fałdki z jednej strony na maleńkich udkach, trzy z drugiej, z małym sterczącym fifraczkiem, i potem, kiedy grzecznie siedział na akademii pierwszomajowej w mundurku i kiedy uczył się jeździć na nartach, i jego matka, której nie poznała, a która by ją lubiła, piękna kobieta – umarła, kiedy miał szesnaście lat – i jego matka siedząca na ławce w parku, a on na rowerku. Tak. Jego rzeczy. Są przecież u niej. Dobrze. Myśli teraz, że musi to odebrać, wziąć w obce, nieprzyjazne miejsce – tak myśli, może nawet wydaje mu się, że to prawda, że tego chce. Mój Boże, tak mu się wydaje. Dobrze. Niech więc teraz idzie i niech przyjdzie, kiedy będzie chciał, po swoje rzeczy. Ułoży je, przejrzy, przyjrzy się im. I pomyśli spokojnie o sobie. Żeby nie zobaczył wtedy brzydkiej, strachliwej kobiety. O nie! Kiedy on przyjdzie, ona będzie najpiękniejszą kobietą świata, ubierze tę spódnicę, w której wygląda jak Hiszpanka, wyglądasz jak Hiszpanka, pachniesz słońcem, jesteś pełna seksu, uwielbiam cię – tak będzie wyglądać. Włoży również tę bluzkę, którą kupiła niedawno – czarną, z łezką, z dekoltem w kształcie łezki, będzie miała piękne włosy i oczy, otworzy mu drzwi i… Zaniedbała się ostatnio, zapomniała, co robić, żeby dobrze wyglądać, poczuła się bezpiecznie i on przestał w niej widzieć ją, a zaczął widzieć kogoś obcego, i wtedy prawdopodobnie zapomniał, że tylko ona wie, że tylko ona rozumie, że tylko ona może, że są dla siebie stworzeni, dwie połówki tego samego jabłka… a kiedy przyjdzie i ona przywita go bez śladu wyrzutu, jakby się nic nie stało, zarzuci mu ręce na ramiona, przytuli się, tak jak on lubi, dotknie piersiami mocno, oprze się o niego, a jego ręce obejmą ją – nie będzie myślał o żadnych rzeczach, o fotografiach, rakietach, swetrach i narzędziach, książkach i długopisach, będzie wiedział, że wraca, nie, że odchodzi. Stoi nieporuszony. Ściana daje mu wsparcie, ręka opuszczona, trzyma w niej klucze, klucze od ich domu. Dłoń jest zaciśnięta, kostki zbladły, krew odpłynęła. Denerwuje się. Niepotrzebnie. Ma takie piękne dłonie – silne i delikatne. Nikt jej nigdy tak nie dotykał, z taką czułością, jego palce mimochodem spotykały się z jej naskórkiem, czasem nie wiedziała, czy to tylko pragnienie dotknięcia tak parzyło, czy sam dotyk poruszonego powietrza. Jego delikatne ręce, ręce dla niej, teraz ściskają klucze. Podświadomie nie chce się z nią rozstać. Te klucze to przecież symbol. Nie patrzy na nią, patrzy przed nią, w podłogę. Tu będzie leżał zielony dywanik, już dawno wypatrzyła w Twoim Domu, przyjazny wełniany dywanik, ale to dopiero potem, jak się zmieni podłogę, ta jest zniszczona, tyle lat chodzenia, wchodzenia i wychodzenia, czysta oczywiście, ale zniszczona. Jak położą deski, to jednocześnie zmienią podłogę. On kiedyś mówił o deskach sosnowych, ale to chyba strasznie niepraktyczne. Na taką deskę jak upuści się niechcący coś twardego, to od razu zostaje ślad, sosna to miękkie drewno, będą zostawały ślady od obcasów. Ona chciała gress, teraz już nie robi się drewnianych sosnowych podłóg. Ale jeśli ten dywanik pokryje deski, to właściwie mogą być deski. Mogą być, oczywiście, deski. To przecież wszystko jedno… Dlaczego nie patrzy na nią, tylko w podłogę? Nie może patrzeć na jej cierpienie. Zawsze był wrażliwy, dobry i wrażliwy… więc nie będzie go narażać, obwiniać, krzyczeć, robić awantur. Nie, nie i jeszcze raz nie. Żadnej histerii i żadnego cierpienia. Nie ma powodu cierpieć. To tylko chwila, w związku bywają trudne chwile. Szczególnie w dobrych związkach. To jest jedna z nich. Pamiętać, że to minie… Przywołać lekki uśmiech. A kiedy on przyjdzie… zobaczy, co jest naprawdę ważne… I kiedy on przyjdzie, będzie myślał, że przychodzi po rzeczy, a zobaczy w jej oczach to wszystko, do czego trzeba wracać i od czego nigdy się nie ucieka, zobaczy, jak bardzo się myli jakie to niepotrzebne było niewłaściwe mówienie że jej nie kocha jakie to głupie było ale ona mu wybaczy wszystko mu wybaczy nie zrobi mu krzywdy świat jest wystarczająco zły ale jeśli tylko będą razem nic im nie będzie straszne a jemu wróci na twarz ten uśmiech ukochany i kiedy on stanie w drzwiach i zobaczy swoją kobietę swoje marzenie ją to jesteś moja tylko moja niczyja inna nigdy prawda jesteś moją kobietą i kocham cię powróci i ciało się znowu wypełni będzie ciepłe i różowe a zimno wyjdzie sobie tak łatwo jak przyszło tak właśnie będzie – Poprosiłem Wojtka, przyjedzie po moje rzeczy. Kiedy może do ciebie zadzwonić? Nie ma odwagi się przyznać, że bardzo chce, chce wyjaśnić, boi się jej, boi się, że jego decyzja jest chwilowa, że to jakiś absurdalny nastrój, gdyby mu nie zależało na niej, mógłby być obojętny, mógłby do niej milion razy przyjść i wyjść, obojętność jest przekleństwem i końcem, ale tu nie ma obojętności, głos mu się załamuje, ciężko mu to mówić, ciężko z jakiegoś powodu, którego ona jeszcze nie zna, ale się dowie, dokopie, doszpera, przeczuwa ten powód i wierzy – to miłość, to tęsknota za nią… Mówi i myśli coś innego, ale naprawdę on nie wie, co czuje. Jak mu uświadomić, że przecież nie chce się wcale rozstać! Nie chce! Gdyby chciał, mógłby sto razy wejść i wyjść, wynosić każde zdjęcie, które jej pokazywał, każdą książkę, którą czytał, każdy sweter, każdą dyskietkę mógłby nosić oddzielnie do samochodu, tak by to było nieważne, czy ona jest i patrzy, czy ją to boli, czy cieszy… Ale to jest ważne. To jest niepodważalny dowód, dowód na to, że nie chce sam przyjść, bo się boi zobaczyć ją w mieszkaniu, w którym byli tacy szczęśliwi, w przedpokoju, w którym tyle razy go witała, nie chce wspomnień, bo się boi, że jego decyzja jest ułomna, biedna, zeschnięta, niewłaściwa. Coś mu się stało, jeszcze nie wie co, ale domyśli się, jak tylko się zastanowi, jak nie będzie działać pod wpływem chwili, to się dowie… Tak więc wszystko w porządku. – Lepiej będzie dla ciebie, jeśli nie będziemy się przez jakiś czas widywać… Teraz się odważył podnieść głowę. Włosy ma matowe, a wzrok, nie jego to wzrok, inny. Przestraszony. A w jego głosie znowu troska, spokój… łagodność… Znowu się o nią martwi. Człowiek martwi się o ludzi, których kocha. Oczywiście, czasem martwi się wojnami albo jak spadnie samolot, ale to jest inny rodzaj zmartwienia. Człowiek martwi się z miłości. Skoro martwi się o nią, dba o to, co będzie dla niej dobre, to znaczy, że ją kocha, choć może sobie nie w pełni to uświadamia. Myśli, że tak będzie lepiej, bo nie chce jej ranić. Jeśli człowiek nie chce ranić drugiego człowieka to przecież nie z obojętności, tylko dlatego, że się z nim liczy, liczy z uczuciami, myśli o tym, żeby nie sprawić przykrości to co ona widzi nie jest prawdą nie ma w jego oczach prawdy prawda jest w tym co on mówi co będzie lepiej dla niej i tego się trzeba trzymać dopóki on nie zrozumie… Potem zrozumie… Niedługo… Zrozumie, że ona jest dla niego wszystkim, jego ostoją, spełnionym marzeniem, jego tęsknotą i zaspokojeniem tej tęsknoty. Właśnie dlatego nie mówi, że to będzie lepiej dla niego… podświadomie wie, że dla niego to będzie straszne nie widzieć jej, nie czuć jej, nie dotykać jej. Mężczyźni łatwiej odcinają się od tego, co czują… to dla niego będzie gorzej jej nie widzieć, będzie smutniej, będzie rozpaczliwiej, więc musi powiedzieć, że tak będzie lepiej dla niej. I wie, że ona go rozumie. Musi tak powiedzieć. Szanuje go za to. Kocha go za to. Zawsze będzie go kochać. – Muszę już iść. Do zobaczenia. Do zobaczenia… Powiedział „do zobaczenia”. Nie przesłyszała się, tak powiedział. No i proszę! Nie „żegnaj”, nie „żegnaj” nie na zawsze „do zobaczenia” po prostu „do zobaczenia”, czyli za chwilę niedługą chwilę po prostu zobaczymy się choć teraz jest lepiej, tak mu się wydaje zupełnie niesłusznie, wydaje mu się, że musi wyjść, ale proszę, oto „muszę” a nie „chcę” „do zobaczenia” a nie „żegnaj” wszystko w porządku. – Tu są klucze. Jakie on ma delikatne dłonie. Pięść rozkurczyła się, breloczek – srebrna świnka, kupiła takie dwie – zastukotał o klucze. Brzęknęło, kiedy je położył na stoliku pod lustrem, tak jakby kryształ cieniuchny tam stawiał. To znaczy, że klucze są ważne dla niego, tak samo ważne jak ona. A więc i o tym pomyślał. Żeby nie stawiać jej w sytuacji trudnej, jeśliby ktoś, z kim by była… będzie… Nie! Skąd! To nie dlatego! Jak mogła pomyśleć, że on dopuszcza możliwość, że ona go może zostawić, być z kim innym, kogo innego kochać, do kogo innego się przytulać? Przecież on to robi dla siebie! Ze strachu. On musi się ubezpieczyć, żeby nie przyjść jak do siebie, bo przyszedłby za chwilę, ledwieby zjechał na parter, jużby nie wiedział, po co poszedł. A klucze -jeśli zostawia, to żeby ich brak przypominał mu… ten dźwięk kluczy w kieszeni – te klucze gdzieś tam w świecie, tam, gdzie wydaje mu się, że nie chce iść, mogłyby go kusić do przyjścia, do otwarcia drzwi – on nie dla niej te klucze oddaje, on oddaje swoją chęć jak najszybszego powrotu, on oddaje kusiciela – bo boi się jeszcze bardziej niż ona, obawia się siebie, głuptas… Jakby było możliwe uwolnienie się od prawdziwej miłości… Zawsze się ją zabiera ze sobą… zawsze… dokądkolwiek się udajesz, zawsze swoją miłość trzymasz przy sobie. – Idę. Wojtek zadzwoni do ciebie w środę. Czy tak będzie dobrze? Wojtek? Jaki Wojtek? Ach, ten… Taki wysoki, dobrze zbudowany kolega z uczelni. Wojtek? Czy tak ma na imię? Nie pomyliło mu się? Wojtek przecież kiedyś bywał u nich… Ostatnio nie przychodził. Wojtek… Dobrze, niech zadzwoni w środę, do środy tyle czasu… Do środy wszystko się zmieni… to cztery dni… Do środy Wojtek już nie będzie musiał dzwonić, była tego pewna. Nie będzie się teraz kłócić o szczegóły. Dzień w tę czy we w tę. Da mu te cztery dni. Podaruje mu jak najcenniejszy prezent. Cztery dni i cztery noce bez niej, bez jej zapachu poznałbym cię na końcu świata/, bez jej ramion odkrytych, przerzuconych przez jego tors rano/te twoje łapiny budzą mnie do życia/, bez jej dotyku i ciepła głosu, bez jej czekania, bez jej… bez niej… bez niego Chryste cztery dni i cztery noce… nie nie nie to tak jak wyjazd jak delegacja tylko bez paniki do środy tyle czasu wszystko się zdarzy weźmie się w garść ogarnie to wszystko podzieli dni na godziny a godziny na minuty a minuty na sekundy… i da mu tyle czasu ile mu potrzeba żeby zrozumiał że ta głupia mrzonka ten wybryk nie zaważy na ich związku. Ktoś musi wiedzieć, co jest ważniejsze, co jest lepsze, co jest właściwe. I nikt nie jest doskonały. Każdy popełnia błędy. Jemu też się mogło zdarzyć. – To cześć. Przecież już powiedział do zobaczenia, a jeszcze się nie ruszył, choć oderwał od ściany. Teraz robi krok w stronę drzwi. Niech idzie. Mężczyzna musi pobyć sam ze sobą. Nie chce odpowiadać. Albo właściwie chce. Ale przecież nie cześć, nie trzymaj się ciepło, nie do zobaczenia… Zdawkowo, tak jak zwykle, tak jak co dzień, z uczuciem, ale normalnie – To na razie. Udało się! Udało się to „na razie”. Jak zwykle. Bez pretensji, bez żalu, bo niby o co żal? Zamknęła za nim drzwi i oparła się o nie mocno. Oddychała pełną piersią, z ulgą. To „na razie” brzmiało prawie wesoło, nie, może nie wesoło, ale radośnie, radośnie? Normalnie, ale raczej radośnie niż smutno. To na razie, na razie, do za chwilę, do jutra. Może niepotrzebnie robi problemy? Już kiedyś tak było – tak strasznie się pokłócili – on krzyczał, że ona go nie rozumie, że nic nie rozumie. Był strasznie niesprawiedliwy. Potem przepraszali się długo i to były najwspanialsze chwile ich życia. Udało jej się wytłumaczyć wszystko -jest tak wiele pokus, ale jeśli będą pamiętać o tym, co najważniejsze, nic ich nie zniszczy, nic nie zaboli. Obiecała, że go nigdy nie zrani, i on to obiecał. Wystarczyło uważać, uważać na swoje zachowanie, patrzeć uważnie na drugiego człowieka, jeśli jest się uważnym – tak jej powiedział – to wszystko jest proste. Zrazu było ciężko, musiała się wielu rzeczy domyślać, czasem płakała, ale nigdy przy nim – wiedziała, że sprawi mu to przykrość. A potem łzy po prostu odeszły, tak jak odeszła przeszłość, złość, niezadowolenie. Nauczyła się cieszyć ze wszystkiego, co jej ofiarowywał, a nawet z tego, czego nie dostawała. Obietnice zobowiązują. Więc dlatego „na razie”. Wyszedł. Zamknął za sobą drzwi. Jeśli stanie przy drzwiach, usłyszy jego kroki. Usłyszy zgrzyt windy podjeżdżającej na to siódme piętro. Usłyszy trzaśnięcie drzwi, trzeba trzasnąć drzwiami, żeby drzwi się zamknęły, inaczej nie zaskakują – czeka się i czeka, więc trzeba je lekko popchnąć, tak żeby trzasnęły, wtedy winda ruszy… Ruszyła. Zjeżdża w dół i zastanawia się, dlaczego to zrobił. Niech się zastanawia. Teraz tylko spokojnie trzeba wrócić do pustego pokoju. Jak gdyby nic się nie stało. Nic. Bo przecież nic się nie stało. Nie denerwować się, nie myśleć o tym, co będzie, bo na pewno będzie dobrze. Może wieczorem do niego zadzwoni. Jak gdyby nigdy nic, żeby wiedział, że ona nie czuje się zraniona. Jak człowiek rozumie właściwie różne rzeczy, to już nie można go zranić. Po prostu zapyta, jak się czuje… Albo o cokolwiek… Trzeba zapalić światło. Zrobiło się ciemno. Proszę, jest tak, jak było. Nic się nie stało. Pamiętać, że nic się nie stało. Klucze niech leżą tam, gdzie je położył. Jak wróci, zobaczy, że nic się nie zmieniło, że ona czeka. Jest późno. Trzeba się położyć. Zdjąć ubranie, umyć się. Może zadzwonić? Tylko zapyta, jak dojechał, powie dobranoc. To chyba nic złego? Abonent czasowo niedostępny… Zadzwoń później. Jest poza zasięgiem albo nie naładował komórki. Zapomniał. Był zdenerwowany, nie pamiętał. Nie może popadać w paranoję i obracać na niekorzyść wszystkiego. Tego robić nie wolno. Dowie się jutro od Bożeny, gdzie mógł pójść. Może właśnie do Wojtka? Nie ma swojego mieszkania i na pewno niczego nie wynajął na te parę dni. Może wyjechał… Ale gdzie miałby wyjeżdżać bez niej? To nie ma sensu. Prawdopodobnie jest u Wojtka. Musi wszystko przemyśleć, tak mu się wydaje, zastanowić się. Jeszcze nie wie, że za nią tęskni. Jeszcze nie wie, że mu brakuje jej uśmiechu i rannego śniadania. Jutro poczuje się źle, kiedy się obudzi gdzieś w obcym miejscu i nie zobaczy jej przy sobie. Ale teraz nie trzeba o nim myśleć. Nie trzeba interpretować zdarzeń. To właśnie interpretacja niszczy związki. Niewłaściwa interpretacja. Trzeba zmyć dwie szklanki i dwa talerze. Od rana tkwią w zlewie. O czym tak długo rozmawiali? Przecież już jest noc. Jutro rano umyje. Nic się przecież nie stanie do rana tym dwóm szklankom. Późno już, jest zmęczona. Już chce odpocząć. I musi pomyśleć w spokoju o wszystkim. Czy warto się rozbierać? Położy się na razie na kanapie w dużym pokoju. On na pewno będzie chciał zadzwonić, powiedzieć, że to pomyłka. Odwołać te straszne słowa, które już padły, że nie kocha jej, że wszystko się zmieniło, że chce odejść. Wtedy musi być blisko telefonu. Nie chce jej się pić. Ani jeść. To śmieszne przypomnieć sobie o jedzeniu dopiero wtedy, kiedy na pewno nie jest się głodnym. Można zgasić światła, po co jej światło? Licznik i tak będzie odmierzał swoje kilowaciki. Ile cyferek się zmieniło od czasu, kiedy stał w przedpokoju? Trzeba sprawdzić. To śmieszne mierzyć czyjąś nieobecność w kilowatach. Za ile kilowatów zadzwoni? Wróci? Przeprosi, że sprawił jej ból? Nie będzie o tym myśleć. Pomyśli o grubych dębowych deskach, o tej półce szerokiej, która z przedpokoju uczyni właściwie pokój, o podłodze. Jak wróci, od razu się do tego zabiorą. Nic nie będą odkładać na później. Wszystko będzie w porządku. Można zgasić światło, skulić się na tapczanie. Nie myśleć, że w środku jest zimno, bo za chwilę ciepło powróci, jak tylko on się zorientuje, co zrobił. Wtedy wszystko się obróci na dobre, wszystko wróci na miejsce, wróci ciało do skóry… A może jednak pójdzie do sypialni. Przytuli się do jego swetra. Zapachnie nim. Jest przecież tak, jakby wyjechał na chwilę, na parę dni. I wróci, na pewno wróci. Wojtek przyjdzie po rzeczy. To może lepiej, będzie miała więcej czasu, żeby przygotować się na właściwe spotkanie. To szczęście mieć więcej czasu. Nie ma swetra. Spakował wcześniej. Więc wziął już część swoich rzeczy, a ona tego nie zauważyła. To nic. To nic. Musi odpocząć, musi nabrać dystansu. Będzie gotowa, kiedy wróci. I na pewno nigdy nie usłyszy od niej słowa pretensji. Nigdy. Musi się wziąć w garść. Wtedy palce osłonią ją przed światem. Przez palce pokój wygląda trochę inaczej. Taki rozkawałkowany. Dywan w brązowe pasy. Nogi od stoliczka… Kaloryfer… Notes na podłodze… Notes! Jego notes! Upadł i sobie leży… Notes to jest bardzo ważna rzecz… Tam są wszystkie telefony i niektóre adresy… Adresy poczty e-mailowej… Nie zauważył notesu! Tak… może Wojtek przyjedzie po rzeczy, ale przecież nie po ten notes. Nawet nie wie, że tu upadł. Zadzwoni za parę dni i zapyta, czy przypadkiem nie zostawił notesu. A wtedy jej głos będzie jak dzwon, ciepły, gardłowy, taki jak lubił… I kiedy usłyszy jej głos – przestanie się bronić przed miłością… Przypomni sobie wszystko co najlepsze, a ona powie, tak, jest tutaj, twój notes… a on zapyta, mogę wrócić? Teraz jeszcze nie wie, że ją kocha… Ale kiedy zapyta, ona chwilę się zawaha, a potem roześmieje się radośnie i powie – kochany mój, ja czekam na ciebie. Zawsze już będzie czekać… |
||
|