"Miasta Pod Skałą" - читать интересную книгу автора (Huberath Marek S.)5.Nie dotarł do końca korytarza Może lepiej posłuchać Sfinks i badać nie oznakowane korytarze…? Utykając, poszedł prawym, minął znajomą muchę z zielonego marmuru, doszedł do końca, a dalej w prawe drzwi. Miał nadzieję, że stale je wybierając, zatoczy kółko i trafi do salki z otwartym dwojgiem drzwi. Każdy korytarz to kolejne sto metrów. Adams był zmęczony, jakby łaził już godzinami, jednak głodu nie czuł, a sączące się spod stropu łagodne światło nie słabło. Na końcu korytarza drzwi, a za nimi nowa salka z parą nie zaplombowanych wejść. Za prawymi znowu korytarz, rząd niezdarnych podobizn much. Niektórym wyrzeźbiono przesadnie wielkie oczy – może miały udawać gzy. Dalej większa mucha ze skorpionim odwłokiem – nieudaczna podobizna wojsiłki. Przyspieszył kroku. Niedaleko przecież do końca. Watykan można obejść w godzinę, a tu stumetrowe korytarze, jeden za drugim, ciągną się w nieskończoność. I to irytujące zakrzywienie, by nie można było dojrzeć końca, stojąc na początku. Znów drzwi, znów salka – na końcu kreski, nakreślonej na rachunku z „Buca dell’Inferno”, przybędzie kółko. Rysunek labiryntu rozrasta się w dziwaczną pajęczynę. Na żadnych drzwiach nie ma plomby. Za lewymi korytarz – więc nowa kreska na wykresie. Na półkach rzędy kamiennych much i kilka innych rzeźb: modliszka, pędrak, dalej jakaś inna larwa. Za prawymi identyczny korytarz – periodycznie jasne i ciemne sekcje, równe łuki, lekka krzywizna, jakby człowiek krążył wewnątrz ogromnej wieży. Chociaż to mylne wrażenie, bo kolejne odcinki zakręcają bez jasnej reguły. Może tu więcej rzeźb pajęczaków, jeśli to pająka miały przedstawiać dwie wypukłe bulwy, z których jedna miała uśmiechniętą twarzyczkę, i po cztery bruzdy pociągnięte od niej na boki. Ten sam wzór kopiowany wielokrotnie, a im dalej od znaczonych korytarzy, tym kopie mniejsze i gorszej jakości. Na końcu korytarza drzwi, dalej salka z dwoma następnymi, nie zabezpieczonymi. Za prawymi na cokole uproszczona modliszka. Adams usiadł i oparł plecy o cokół. Zzuł buty. Prawa skarpeta przesiąkła krwią. Poruszył palcami. Z pięty skapnęła samotna kropla. Uzupełnił schemat nową salką i nowym korytarzem. Podziemia watykańskie jawiły się jako nieskończona sieć, w której z każdej salki wychodziły dokładnie trzy korytarze, łączące ją z trzema innymi salkami. Od dłuższego czasu słyszał za sobą czyjeś kroki, ale jakoś nie wydawało się mu to ważne. Dogoniły go dwa posągi. Dwie dziewczyny naturalnej wielkości. Zupełnie nagie, pewnie po to, by ruch blaszanego odzienia zbytnio nie komplikował poruszeń Spojrzał niepewnie. – Chodzisz z trudnością. Możesz się rozpaść – powiedziała wyższa, wykonana z ciemnobrązowej blachy, o kędzierzawych, miedzianych lokach. – Kimże wy jesteście? – Dwie Bezimienne Dziewice – powiedziała ta o półkulistych piersiach, uczesana w drobne loczki, ta z żółtego błyszczącego metalu. Jej uwaga ubawiła Adamsa. Westchnął i zebrał się z nimi, a one poprowadziły go pod ramiona. Otoczyło ich kilkanaście dziwacznych trójnogów, zakończonych mosiężnymi kółkami. Kroczyły, by mniej hałasować metalowymi kółkami po posadzce. Adams spojrzał na Kędzierzawą. – Masz w nich dodatkowe wsparcie. Owady też odgonią – wyjaśniła. Z rękawa kapały krople krwi, znacząc przebywany szlak. But nasiąkł krwią jak gąbka, pozostawiając widoczne ślady na posadzce. Właściwie krwawiły wszystkie rany, a tylko ta na lewej stopie i ta na lewej dłoni słabiej. Obok metalowe i kamienne skorpiony i muchy niespiesznie uciekały, by uniknąć zadeptania. Metalowe węże wysuwały się z kamiennych koszyków i do nich wracały. Krwi ubywało. To jasne – korytarze to jego życie, a każda salka z parą drzwi to decyzja. Kiedy krew wyleje się do końca, linia jego życia zostanie wykreślona w całości. Ale jeśli tak rysuje się życie, to sieć korytarzy nie może nigdzie tworzyć zamkniętej pętli, bo nigdy nie da się wrócić w krainę minionej młodości. Co można złapać w sieć, która nie ma ani jednego oczka…? Mnie. – Cicho zachichotał. Obie jego towarzyszki spojrzały zdziwione, a i trójnogi zamarły w bezruchu, ciekawe jego śmiechu. – Nie… nie… chodźmy dalej. – Machnął ręką. Badał ową sieć. Wracał korytarzami nawet o pięć sal, żeby w szóstej zajrzeć za nie sprawdzone drzwiczki. „Jasno widać, że niektóre decyzje nie są nieodwołalne…” Rewers rachunku z „Buca dell’Inferno” przypominał pajęczynę, ale bez jednego zamkniętego oczka. „Dobrze, to logiczne – utwierdził się w swoich domysłach. – Przecież nie można żyć cudzego życia”. Czas działania W jednym z korytarzy znalazł okazałą szarańczę. Zastanawiał się, co ta żywa rzeźba zrobi. Musiała przyjść za nim, gdyż Nie można korytarzy uzupełniać z pamięci, choć trudno za każdym razem wracać i sprawdzać, gdzie prowadzi alternatywny wariant. Wzruszył ramionami – niech krew kapie. Będzie szedł przed siebie. Korytarz za korytarzem, sala za salą, wśród niezdarnie gramolących się wielgachnych owadów i pajęczaków. „Tak duże owady nie mogą być żwawe”. |
||
|
© 2025 Библиотека RealLib.org
(support [a t] reallib.org) |