"Diabelska wygrana" - читать интересную книгу автора (Kat Martin)

Rozdzia1 9

Zatrzymała się w nogach łóżka, żeby nałożyć gruby szlafrok. O tej porze salę na dole ziębiły przeciągi, zaś we wszystkich kominkach ogień już dawno wygasł.

Wsunęła stopy w miękkie kapcie, sięgnęła po stojącą obok łóżka lampę oliwną i ruszyła na dół. Tak jak oczekiwała, spod drzwi gabinetu sączyła się smuga żółtego światła. Nacisnęła ciężką żelazną klamkę i bez pukania weszła do środka.

Damien leżał z rozrzuconymi szeroko nogami na obitej brązową skórą sofie przed płonącym le¬niwie ogniem. Czarne włosy nadal miał potargane wiatrem, rozpięta do pasa biała koszula odsłaniała muskularną pierś. Aleksa oblizała nagle wyschnię¬te wargi. Przypomniała sobie noc, kiedy wyglądał tak samo. Obronił ją wtedy przed intruzem, pija¬nym handlarzem, który zakradł się do jej pokoju. Wspomniała te gładkie, twarde mięśnie, zapragnꬳa znowu poczuć je pod swoimi dłońmi.

Podeszła bliżej, a wtedy Damien, słysząc odgłos jej kroków po grubym wschodnim dywanie, odwrócił się i usiadł.

– Powinnaś już spać.

– Musimy porozmawiać. – Postawiła lampę tuż przed nim na małym stoliku.

– Nie mamy o czym rozmawiać. Wracaj do swo¬jego pokoju.

– Nie tym razem, Damien. Nie wyjdę stąd. Przez chwilę milczał, tylko patrzył na nią takim wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć w jej zuchwa¬łość.

– Niech cię diabli! – Rzucił jej gniewne spojrzenie, wstał, podszedł do kominka i zaczął przechadzać się nerwowo tam i z powrotem. Wreszcie zatrzymał się i odwrócił. – Już po północy. Czego chcesz?

– Powiedz mi, co jest nie tak, o co chodzi.

– Sama wiesz.

– Powiedz – nalegała. – Chcę to usłyszeć z twoich ust.

– Chodzi o to, że cię pożądam, to chciałaś usły¬szeć?

– Jeśli taka jest prawda.

– Prawda? Prawda jest taka, że prawie nie mogę oderwać od ciebie rąk. – Przebiegł po niej wzro¬kiem, zatrzymując się dłużej na piersiach. – Z tru¬dem powstrzymuję się, by nie zedrzeć z ciebie ubra¬nia, nie położyć cię na podłodze i nie wejść w ciebie.

– Dlaczego tego nie zrobisz?

Zamurowało go. Pokręcił głową; aż kilka ciem¬nych kosmyków opadło mu na czoło.

– Oboje wiemy dlaczego. Ze względu na Petera. Gdybym to zrobił, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

– Myślałam, że nie masz sumienia.

– Być może w nieznacznym stopniu, lecz ostatnio odkryłem, że jednak je posiadam.

Uśmiechnęła się delikatnie.

– Cieszę się. Lecz twoje sumienie popycha cię w niewłaściwym kierunku.

– Twierdzisz, że to w porządku pragnąć czegoś, za co umarł Peter? Wybacz, moja droga, ale nie je¬stem co do tego przekonany.

– Z początku nie pragnąłeś mnie, nie wiedziałeś nawet, kim jestem. Szukałeś mnie, aby wymierzyć mi karę za to, co, jak sądziłeś, zrobiłam twojemu bratu. Myślałeś o nim, nie o sobie.

– Wtedy było wtedy. A teraz jest teraz.

– No właśnie. Zrobiłeś to wszystko dla Petera.

Bo go kochałeś. On niewiele mi o tobie opowiadał, lecz kiedy już o tobie mówił, łatwo było zauważyć, jak wielką darzył cię miłością. Tak salpo jak ty jego.

Damien milczał. Na jego ponurym obliczu ma¬lowały się silne emocje.

– Mnie także kochał. Tak napisał w liście. Czy naprawdę myślisz, że nie życzyłby sobie, żebyśmy byli szczęśliwi? Jeśli nas kochał, a kochał na pewno, to za nic w świecie nie chciałby zadawać nam bólu.

Gdy to mówiła, oczy niebieskie jak najczystsze niebo spoglądały na nią badawczo.

– Naprawdę w to wierzysz?

– Całym sercem.

Nie spuszczał z niej wzroku przez kolejną długą chwilę. Zmarszczył swoje śniade czoło, zastana¬wiając się nad czymś intensywnie.

– To było dla mnie niezwykle trudne – powiedział wreszcie. – Trudniejsze, niż byłem w stanie sobie wyobrazić.

Na Aleksę spłynęła w tym momencie fala współczucia.

– Damien, twój brat cię kochał. Z pełną wzajem¬nością. Jego już nie ma, ale ty jesteś. Oboje jeste¬śmy. Powinniśmy dać mu coś, co go uszczęśliwi, co sprawi, że jego niepotrzebna śmierć nie pójdzie tak zupełnie na marne.

Wahał się tylko przez chwilę, po czym podszedł do.Aleksy sprężystym krokiem, wyciągnął ręce i przygarnął ją do siebie. Mocno przywarł ustami do jej warg, biorąc to, co chciała mu dać – pocie¬chę, w chwili gdy jego duszą zawładnęła niepew¬ność. Poczuła jego wilgotny, gorący język, rozcho¬dzące się po całym ciele przyjemne ciepło, rozchy¬liła więc usta, wpuszczając go do środka. Od razu ogarnęły ją płomienie namiętności.

– Damien – wyszeptała spod jego gorących warg, gdy przesuwał po jej ciele dłońmi, które wsu¬nął pod ciepły szlafrok, i gładził pośladki, chwytał je, ugniatał, podsycając już i tak ogromny ogień. Uniósł ją, aż musiała stanąć na palcach, przytulił mocno do siebie, by poczuła jego twardą męskość, jego niepohamowane pożądanie.

Fallus Damiena był gorący, pulsujący, większy, niż wcześniej sobie wyobrażała. N a Boga, czy on naprawdę chciał ją rozebrać do naga i wziąć tu, na podłodze?

Przeraziła się na tę myśl, lecz nie powstrzymała Damiena. Delikatna więź między nimi mogła ze¬rwać się w każdej chwili.

Teraz zaczął całować jej szyję, ściągając gruby szlafrok, w który była owinięta, rozpinając guziki nocnej koszuli. Przesunął usta na ramię Aleksy, pozostawiając wilgotne ślady po pocałunkach i jeszcze bardziej podsycając szalejący w niej ogień.

Zsunął koszulę z jej ramión, odsłaniając piersi, obnażając ją do pasa. Pochylił głowę i chwycił usta¬mi sutek. Jęknęła, czując, jak rozpalona krew co¬raz szybciej pulsuje w jej żyłach, jak ramiona i no¬gi nagle stają się jak z waty. Ssał ją delikatnie, a ona wsunęła dłoń w jego jedwabiste, czarne jak smoła włosy.

Kiedy chwycił ją lekko zębami, języki ognia jesz¬cze bardziej rozpaliły jej ciało. Dobry Boże, jesz¬cze nigdy nie czuła czegoś podobnego! Trzymała go kurczowo za szyję, mając wrażenie, że nogi lada chwila odmówią jej posłuszeństwa.

Damien cofnął się, by na nią spojrzeć, a ona za¬drżała, widząc, jak głodnym wzrokiem pożera jej półnagie ciało. Skóra Aleksy jaśniała złociście w migotliwym świetle kominka, włosy kładły się bezładnie na ramionach. Wyglądała jak rozpustni¬ca i grzesznica, ale gdy przez moment odczuła lęk i uniosła rękę, aby się nieco osłonić, Damien chwy¬cił ją za nadgarstek.

– Nie – powiedział cicho. – W myślach widziałem cię taką tysiąc razy. Marzyłem o tym. Raz po raz wyobrażałem sobie tamtą noc w zajeździe… Lecz ty jesteś piękniejsza niż obraz z mojej wyobraźni.

Puścił ją, a ona pozwoliła, by ręka opadła wzdłuż ciała. Poruszyła się, wciąż trochę zawstydzona, wreszcie spojrzała mu w oczy, głębokie, matowo niebieskie, jeszcze bardziej dzikie i władcze niż kie¬dykolwiek wcześniej. Kępka kręconych czarnych włosów na jego piersi połyskiwała w blasku ognia. Wyciągnęła rękę, dotknęła ich, czując pod palcami ich sprężystość, i usłyszała jego cichy jęk.

– Alekso… – Znowu ją całował, ściągając gruby szlafrok z bioder, aż opadł, tworząc miękki wzgó¬rek wokół jej stóp. Teraz jego dłonie były wszę¬dzie, gładząc, dotykając, pieszcząc, a jego usta… dobry Boże, sprawiały wrażenie aksamitnego pło¬mienia. Piersi wydawały się coraz cięższe, sutki obolałe, miejsce między nogami pulsowało ogniem. Jakby wyczuwając ten żar, skierował dłoń w tamtą stronę, przesunął po rudobrunatnych wło¬skach, by wsunąć palec do środka.

Zadrżała na całym ciele, trzymając się kurczowo Damiena, czując jeszcze dotkliwszy ból w na¬brzmiałych sutkach.

– Jesteś taka wąska – wyszeptał, z łatwością wsu¬wając do środka drugi palec, gdyż była już bardzo wilgotna. Poruszał nimi z delikatną precyzją, a ona podświadomie wygięła się, wychodząc naprzeciw jego dłoni. – Pragniesz mnie, prawda? – spytał. – Jesteś gotowa, by poczuć mnie w sobie?

Wyschło jej w gardle tak bardzo, że z trudem wydobyła głos.

– Tak… pragnę cię. – Pomyślała, że to musi być pożądanie, chociaż nigdy dotąd nie czuła się tak owładnięta nieodpartą chęcią, nigdy aż do tego stopnia nie straciła samokontroli. Wyciągnęła mu koszulę ze spodni, przesunęła dłońmi po gładkiej śniadej skórze i usłyszała, jak Damien gwałtownie nabiera powietrza.

– Musimy przerwać, bo w przeciwnym razie we¬zmę cię tu i teraz.

– Przerwać? Boże, chyba nie chcesz zaprzestać… Zaśmiał się gardłowo, ciepło, zupełnie inaczej niż kiedykolwiek dotąd.

– Ale najpierw zabiorę cię na górę. – Sięgnął po gruby szlafrok, którym owinął Aleksę i wziął ją na ręce. – Zmierzamy do., wiadomego celu. Od chwili, gdy weszłaś do tego pokoju, nie było już odwrotu, może zresztą nigdy go nie było.

Przeszedł przez drzwi. Aleksa trzymała go moc¬no za szyję, gdy wspinał się po szerokich, kamien¬nych schodach.

– Jesteś moja, Alekso. Kiedy cię posiądę, już ni¬gdy nie będziesz należała do innego mężczyzny.

Aż drgnęła na dźwięk emocji, jaKimi przesycony był jego głos. Pod tą przykrywką Damien Falon był bezwzględnym, niebezpiecznym człowiekiem. Ja¬kie życie czeka ją u boku takiego mężczyzny? Bała się przyszłości, lecz wciąż czuła do niego nieodpar¬te pożądanie.

Gdy znaleźli się przed drzwiami pokoju Aleksy, Damien nie zatrzymał się, lecz minął je i poszedł da¬lej, w kierunku swojej sypialni. Ta naj trudniejsza de¬cyzja już zapadła. Zona przekonała go, przyszła do niego z własnej woli, a teraz mu się odda. Być mo¬że prędzej czy później doszedłby do takich samych wniosków samodzielnie. Przeszłość była już po¬za nim. Nie mógł nic zrobić, by ją zmienić. Aleksa miała rację. Wiedział o tym już w momencie, gdy o tym mówiła.

Otworzył drzwi sypialni i wszedł do środka. Po¬siądzie ją tutaj, w swoim łóżku. Chciał obudzić się rano u jej boku.

Postawił ją na podłodze, czując, jak jej szczupła postać ociera się o jego ciało. Dotyk jej kobiecych krągłości wywołał gwałtowną erekcję. Służący podłożył do ognia, więc w pokoju było ciepło, lecz Damien poczuł zimny dreszcz. Dreszcz oczekiwa¬nia tak długo tłumionego pożądania.

– Pragnę cię, Alekso. – Nigdy w życiu nie wypo¬wiedział takich słów bardziej szczerze. Przyłożył jej dłoń do rozporka swoich spodni. – Czujesz jak mocno?

Oblizała wargi, które zapłonęły jak rubiny w świetle lampy.

– Czuję. – Zadrżała. Nie wiedziała, ze strachu czy z podniecenia.

Odwrócił się, by zdjąć koszulę i buty, lecz nadal pozostał w spodniach. Po chwili delikatnie zsunął szlafrok z jej ramion.

– Obawiasz się tego, co się teraz stanie?

W świetle lampy jej oczy błyszczały niewiarygod¬nie- zielonym blaskiem, jednak czaiła się w nich niepewność.

– Trochę

– Niepotrzebnie. Nie zrobię ci krzywdy. – Z wyjątkiem tego jednego momentu, gdy nadejdzie roz¬dzierający ból. Lecz na to nie mógł nic poradzić, a ona martwiła się na zapas.

Ujął dłońmi jej twarz i wpił się w jej usta. Były słodkie niczym jagody, miękkie jak puch, ciepłe jak kominek w zimowy wieczór. Słodki Jezu, jakże jej pragnął! Ledwie był w stanie zapanować nad swoją żąd~ą. Spłaszczał jej piersi, gdy ze wszystkich sił przyciskał ją do siebie, ugniatał je, pieścił sutki. Nabrzmiały jak kwiatowe pąki, a on pochylił się i objął wargami jeden z nich.

Wpijała palce w jego ramiona, podświadomie ściskając wyczuwane pod palcami muskuły, on zaś doznał gwałtownej erekcji.

– Spokojnie, kochanie. Mamy na to całą noc.

Z jej gardła wydobył się cichy jęk. Teraz trzyma¬ła go jeszcze mocniej. Domyślał się, co czuła; na Boga, sam był bliski wybuchu. Znowu wycisnął na ustach Aleksy dziki pocałunek, przesunął dłoń¬mi po jej biodrach, wreszcie rozsunąwszy jej nogi, wsunął palec do środka. Była gorąca, mokra, cia¬sna, jej mała śliska szparka działała na niego z ta¬ką mocą przyciągania, jakiej w życiu nie zaznał.

Zaczął ją tam pieścić, aż poczuła miękkość w kolanach. Przeniósł ją do łóżka i położył na na¬rzucie, po czym ściągnął spodnie i nagi położył się obok niej.

– Damien? – Była tak oszołomiona falą pożąda¬nia, że z trudem' mogła mówić. Przenikająca ją go¬rączka namiętności wprawiała ją w drżenie, wywolała rumieniec i sprawiła, że na skórze pojawiły się kropelki potu, a sutki nabrzmiały i stwardniały. Wiedziała, że to pożądanie, i czuła, że nie ma na świecie żadnego innego mężczyzny, który umiałby doprowadzić ją do takiego stanu.

Napawała się jego urodą, widokiem lśniących włosów i śniadej skóry. Był jej mężem, a jednak odczuwała lekki strach.

– Damien… – powtórzyła.

– Tak, kochanie? – jego słowa zabrzmiały szorstko, gardłowo, jakby gdzieś z oddali.

– Boję się. Sama nie rozumiEIm, co się ze mną dzieje. – Poczuła na piersi jego dłoń, którą rysował małe okręgi dokoła sutków.

Spostrzegła na jego ustach lekki uśmiech.

– Zawsze jest ten pierwszy raz. Nawet nie wiesz, jak ogromną przyjemność sprawia mi świadomość, że jestem jedynym mężczyzną, który cię dotyka. – Pocałował ją w szyję, a po chwili w usta tak gorą¬co, że przez chwilę nie mogła oddychać. Delikat¬nie wsunął język między wargi Aleksy, miała wra¬żenie, że jej skóra płonie pod każdym jego dotknięciem.

Czuła się ogarnięta ogniem, który w niej rozpa¬lił, i zupełnie bezbronna w jego objęciach. Utraci¬ła samokontrolę, jakby podbiegła ku głębokiej przepaści, a teraz balansowała na jej krawędzi. Ze¬sztywniała i podświadomie cofnęła się, desperacko próbując wrócić do bezpiecznego świata, jaki ją. otaczał.

– Nie bój się, kochanie – powiedział uspokajają¬co. – Wiem, że to dla ciebie nowe, ale obiecuję, że będę delikatny. Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. – Nie wiem… co mam robić. – W tym momen¬cie zrozumiała, że to nie jego się obawia, lecz samej siebie. Dobry Boże, nigdy nie sądziła, że to bę¬dzie tak wyglądało, że będą nią targały aż tak silne emocje.

Drżała, gdy położył ją na plecach i nachylił nad jej ciałem. Czuła na udzie jego twardą męskość, wielką, pulsującą i gorącą.

– Rozchyl dla mnie nogi – powiedział cicho.

– Nic więcej nie musisz robić.

Posłuchała go, zbyt przejęta, by się wstydzić.

Oczekiwała, że Damien lada chwila wedrze się w nią, czekała na to, chociaż lękała się bólu. Lecz poczuła tylko jego palce, którymi delikatnie ją gła¬skał, aż doznała coraz silniejszego ucisku, napię¬cia, od którego zaczęła się skręcać i jęczeć, myśląc już tylko o cudownej rozkoszy, którą jej dawał.

– Damien?

Uciszył ją pocałunkiem – palącym, płomiennym, przesłaniającym wszelkie inne myśli, aż wreszcie poczuła, jak powoli zaczął w nią wchodzić, rozcią¬gać jej elastyczne ciało, wypełniać ją swą coraz większą, twardą męskością. Gdy dotarł do ostat¬niej przeszkody, zawahał się na chwilę, po czym wcisnął język głęboko w usta Aleksy i wypchnął mocno biodra do przodu.

Podskoczyła z bólu w momencie, gdy się przebił, wygięła ciało, jeszcze mocniej obejmując jego dłu¬gą, grubą męskość, przytrzymując go w środku, aż zaczął drżeć z wysiłku, by odzyskać samokontrolę.

– Spokojnie, kochana; najgorsze już minęło. – Czoło miał pokryte kropelkami potu. – Wszystko dobrze?

Kiwnęła głową, choć tak naprawdę wcale nie by¬ła tego pewna.

– Za chwilę poznasz rozkosz. Już bez bólu.

I tak się stało. Fale gorąca, które oblewały jej skórę, teraz wniknęły do środka, tworząc głębokie jeziora rozgrzanej lawy. Trzymała go kurczowo za ramiona, gdy fallus wchodził w nią rytmicznie, zaś jego silne mięśnie coraz bardziej się napinały. Pośladki Damiena poruszały się, wypełniając ją coraz głębiej, aż rozgrzana do białości namiętność zupełnie przesłoniła jej oczy. I wtedy jeziora ognia wybuchły, zalewając ją falą błogości. Ogarnęła ją słodycz, gwałtowna, niemal bolesna, rozedrga¬na rozkosz, która wezbrała się niczym tsunami i uniosła ją ku bezmiarowi naj czystszej radości.

Zawołała jego imię, a on wyrzucił z siebie:

"Aleksa!", sztywniejąc nagle, gdy zalał ją ciepłym strumieniem nasienia. Pomyślała jak przez mgłę, że może być z tego dziecko, a wtedy coś dziwnego stało się z jej sercem. Zaczęła gdzieś spadać spira¬lą, szybując w cudownym kokonie szczęścia. Wtu¬liła się w Damiena, a on objął ją silnymi ramiona¬mi. Zamknęła oczy i na chwilę zapadła w lekki sen.

Damien patrzył na śpiącą Aleksę, czując w lędź¬wiach narastające pożądanie. Dopiero co ją po¬siadł, ale czuł, że to za mało. Chciał ją wziąć jesz¬cze raz, wypełnić ją swoim ciałem, oznaczyć ją ja¬ko swoją w jedyny znany sobie sposób. Lecz tylko odsunął z jej policzków wilgotne, zmierzwione włosy i pocałował w czoło.

Poruszyła się, zatrzepotała rzęsami i otworzyła oczy. Były bardziej zielone niż obsypana kwieciem łąka wczesną wiosną, rzęsy zaś gęste i ciemne. Za¬rumieniła się ślicznie na jego widok, a on z uśmie¬chem pomyślał, że jest pierwszym mężczyzną, któ¬ry zbliżył się do niej w tak intymny sposób.

– Czy już rano?- spytała, przeciągając się lekko, Q.iezupełnie świadoma, że dzieli ich tylko rozgrza¬na, gładka skóra.

– Nie. Spałaś tylko chwilę. – Uśmiechnął się. – Ale to dobrze, że czujesz się tak wypoczęta. – Nachylił się i pocałował ją w miękki, różowy sutek. Ten naprężył się i stwardniał niemal natych¬miast. Aleksa zrobiła wielkie oczy.

– Co się stało? Przecież, o ile sobie przypominam, to był twój własny pomysł.

– No tak, ale…

Delikatnie ugryzł go i lekko pociągnął.

– Ale co?

– Ale nie myślałam, że możemy to zrobić jeszcze raz tak szybko.

Westchnął.

– Nie możemy. Pewnie jesteś obolała, a ja nie chcę zadawać ci więcej bólu.

Przygryzła wydatną dolną wargę. Przesunęła się nieco na łóżku, aż poczuła swoją miękką, białą skórą jego męskość.

– Do licha – zaklął.

– Co się stało? – Uniosła brwi.

Ujął jej dłoń i położył ją tak, by objęła jego pul¬sujący członek.

– To się stało. – Jeśli oqlekiwał, że go puści, to się bardzo zdziwił, gdyż poczuł, jak gładzi go smu¬kłymi palcami, jak bada wzrokiem jego długość i grubość. – Spokojnie, kochana. Moja silna wola ma jednak swoje granice, a ty wystawiasz ją na próbę. – Musiał zmobilizować ostatnie rezerwy, gdy spoglądał na leżącą obok niego nagą Aleksę.

– Damien?

– Tak, kochana?

– Chyba nie jestem obolała.

Wstrzymał oddech, po czym wolno wypuścił powietrze.

– Jeśli zaczniemy, nie będę w stanie przestać. Uśmiechnęła się.

– Ja też nie.

Zachichotał cicho.

– N a Boga, jesteś prawdziwą rozkoszą.

Podparł się na łokciu i pocałował ją, długo, głę¬boko, namiętnie. Przesunął usta na piersi i ssał sut¬ki, doprowadzając Aleksę do drżenia, lecz zamiast w nią wejść – tak jak zamierzał – wsunął dłoń mię¬dzy wilgotne płatki jej gniazdl$:a. Zapragnął zoba¬czyć, jak dochodzi do szczytowania, wsunął więc palec do środka, a ona wydała z siebie ciche, pełne błogości miauknięcie. Włożył drugi palec. Pieścił śliskie fałdki, odnalazł nabrzmiały koralik rozko¬szy i dotykał go raz za razem.

Wiła się na pościeli, wymawiając jego imię, bła¬gając o więcej. Nie ustawał, aż zesztywniała, do¬tarła do kolejnej kulminacji, odrzucając głowę do tyłu, zamknąwszy oczy w reakcji na kolejne fa¬le miotającej nią rozkoszy. Ten niesamowity wi¬dok niemalże doprowadził Damiena do eksplozji. Opanował się, lecz tylko na chwilę, by zaraz za¬głębić się w jej ciało. Wszedł w nią mocno, dale¬ko, czując, jak jej zanikające spazmy splatają się jego pierwszymi.

Słodki Boże, to był prawdziwy raj! Posiadł ją gwałtownie, całkowicie, po raz kolejny doprowa¬dzając na wyżyny błogości. Potem przytulił mocno do siebie. Trochę odpoczęli we śnie, a z pierwszym brzaskiem znowu się połączyli.

Leżąc obok śpiącego męża, Aleksa miała wraże¬nie, że jeszcze nigdy nie czuła się tak spełniona. Nareszcie była kobietą. Kobietą Damiena. Hrabiną Falon, żoną Damiena. Ta świadomość napełniała jej serce nieskończonym szczęściem.


* * *

W ciągu dnia był zajęty, pracując z dzierżawcami lub przesiadując w gabinecie z nosem w księgach, lecz zawsze znajdował dla niej czas. Pokazywał jej zamek, a oglądanie go w towarzystwie męża było odkrywaniem wspaniałego domu zupełnie od nowa.

Znał jego historię z opowieści ojca. Fragmenty głównej struktury kamiennej wzniesiono w czasach Wilhelma Zdobywcy, o czym wspominał z niemałą dumą.

– Jest własnością mojej rodziny od początku piętnastego wieku. Jeden z moich przodków wal¬czył u boku króla Henryka Piątego w bitwie pod Azincourt. – Poprowadził ją wijącymi się spi¬ralnie schodami na pokrytą warstwą kurzu wie¬życzkę, z której rozpościerał się widok na morze. – Ten zamek otrzymał w nagrodę za męstwo.

– Z ciepłym i pełnym dumy uśmiechem wskazał specjalne otwory w podłodze służące do wypusz¬czania strzał na wroga podczas oblężenia.

– Niewiele wiem o mojej rodzinie z tamtych cza¬sów – odparła Aleksa. – Brat,otrzymał imię po ja¬kimś odległym przodku z dwunastego czy trzyna¬stego wieku, rycerzu ~anym Raynor Augustus, lecz nic o nim nie wiem. Załuję, że nie spytałam oj¬ca, gdy jeszcze żył.

– Ja z moim ojcem byłem blisko. Szkoda, że nie znałem go dłużej.

To uczucie nie było jej obce. Miała zaledwie trzynaście lat, gdy zmarł jej ojciec, a stało się to za¬ledwie kilka miesięcy po śmierci jej starszego brata, Chrisa. Do tej pory obu bardzo jej brakowało. – Tata był bardzo łagodny, zupełnie inny niż bra¬cia. Szkoda, że nie możesz go poznać.

Uśmiechnął się nieznacznie.

– Ja też żałuję.

Później tego samego popołudnia podzielił się z nią swoją pasją, jakiej nigdy by się po nim nie spo¬dziewała. W ptaszarni na przeciwległym murze zam¬ku Damien hodował niezwykłe egzotyczne ptaki.

Szła milcząca w kierunku klatek, zauroczona fe¬erią barw, kształtów i rozmiarów.

– Są przepiękne – powiedziała pełnym zachwytu głosem. Jej wzrok przeskakiwał z jednego barwne¬go okazu na następny. – Nie przyszłoby mi do gło¬wy, że interesujesz się czymś takim.

– Czy byłabyś równie zaskoczona moim uwiel¬bieniem dla poezji? – odparł z uśmiechem. – Albo dla sztuki malarskiej?

– Tak. – Ogarnęło ją przyjemne ciepło. – Ale bardzo się cieszę, że masz takie upodobania. – Przyglądała mu się jeszcze chwilę, zdając sobie sprawę, jak złożoną osobowość ma jej mąż, jak wiele jeszcze pozostało jej do odkrycia. Potem od¬wróciła się do ptaków. – Te poznaję. – Wskazała dużą klatkę, w której na kamiennym podłożu leża¬ły rozsypane ziarna. – To chińskie bażanty, o ile dobrze sobie przypominam. Ale nie wiem, jak na¬zywają się te pozostałe. – Szli dalej, zatrzymując się przed kolejnymi klatkami. Damien przemawiał do ptaków łagodnym głosem, sprawdzając, czy ma¬ją wodę i ziarno, one zaś gruchały i podlatywały do niego jak do przyjaciela.

– Ten biały z pierzastym czubkiem to kakadu – powiedział. – A te zielono-czerwone to papugi. – Wskazał niskiego, przysadzistego czarnego ptaka z pomarańczowymi i czerwonymi akcentami w upierzeniu i ogromnym haczykowatym dziobem. – A to jest tukan. Pochodzi z Ameryki Południo¬wej, zaś te małe ptaszki nazywają się wikłacze. Ich ojczyzną jest Afryka.

– Od kiedy interesujesz się ptakami?

– Od zawsze, od kiedy sięgam pamięcią. To w pewnym sensie moja spuścizna. W rodzinie Fa¬lonów zawsze był ktoś, kto interesował się ptaka¬mi. Początkowo były to ptaki myśliwskie: sokoły, jastrzębie i inne drapieżniki. Ptaki egzotyczne były pasją mojego ojca, a wcześniej jego matki. Wydaje się, że to nieprzeI1Vana tradycja. Być może stąd bierze się nasz herb… albo też herb stał się dla ko¬goś inspiracją do hodowania ptaków. Sam nie wiem, która wersja jest bardziej prawdopodobna.

– Według mnie to jest wspaniałe.

Odwrócił się do niej, a wiatr łagodnie przenikał jego włosy.

– A według mnie to ty jesteś wspaniała. – Pochy¬lił głowę i pocałował Aleksę, która poczuła, jak ob¬lewa ją fala gorąca i pożądania.

Spędzili w ptaszarni kilka godzin. Były tam jesz¬cze kuropatwy górskie i siewki hodowane na po¬karm i cała klatka gołębi.

Zatrzymała się przed nią, ponieważ zauważyła, że niektóre szare ptaki mają metalowe obrączki na nogach.

– To gołębie pocztowe, prawda?

Wyraz twarzy Damiena uległ nieznacznej zmianie.

– Przez jakiś czas bardzo mnie intrygowały. Ale teraz hodujemy je jako pożywienie.

– A może wypuścimy je…

– A może wrócimy już do środka? Robi się późno, a przed kolacją chciałem jeszcze zrobić parę rzeczy.

Zerknęła na niego ciekawie.

– No dobrze… ale pod jednym warunkiem.

– Mianowicie?

– Ze opowiesz mi o swojej matce. – Był to temat, którego oboje unikali, jednak Aleksa chciała wie¬dzieć, dlaczego tych dwoje żyje w takiej niezgo¬dzie. Musiała znać prawdę, zarówno ze względu na Damiena, jak i na siebie.

– Innym razem – odparł stanowczo i poprowa¬dził ją w kierunku domu.

Aleksa zatrzymała go koło wejścia do ogrodu, który nie był nawet w dziesiątej części tak duży jak w Stoneleigh, lecz za to znakomicie utrzymany.

– Nie sądzisz, że mam prawo wiedzieć? Teraz je¬stem twoją żoną. Twoja matka i siostra także są moją rodziną.

Westchnął ze znużeniem.

– O Rachael Falon Melford nie bardzo lubię rozmawiać.

Uśmiechnęła się.

– Dobrze o tym wiem, ale kiedyś musisz mi o niej opowiedzieć. Co się między wami wydarzy¬ło? Na pewno nie była taka surowa, gdy byłeś ma¬łym chłopcem.

Ostatni ślad ciepła znikł z jego twarzy.

– Szczerze powiedziawszy, była dokładnie taka sama jak teraz. – Spojrzał gdzieś daleko, obserwu¬jąc ostatnie złociste promienie zachodzącego słoń¬ca. – Chociaż wtedy pewnie lepiej to ukrywała. Jednak dla mojego ojca nie miało to znaczenia. Z przyczyn, których nigdy nie zrozumiem, ojciec zawsze ją kochał.

– Nie zawsze możemy wybrać tych, których ko¬chamy.

Popatrzył na nią dziwnie.

– Może i nie… W każdym razie umarł, gdy skoń¬czyłem dziewięć lat. Matka miała wtedy dwadzie¬ścia siedem. Była samolubna i zepsuta, nie miała zbyt wiele czasu dla swojego dziecka. Myślała wy¬łącznie o swojej straconej młodości. Była strasznie rozpieszczona, jednak wiedziała, że jej własne dziecko zawsze będzie na pierwszym miejscu.

– Musiała być niezwykle piękna. Pokiwał głową.

– Wręcz przepiękna. Niestety, miała tego świa¬domość. W dniu pogrzebu ojca wyjechała do Lon¬dynu i od tamtej pory rzadko ją widywałem. Nie miało dla niej znaczenia, że w domu zostawia sa¬mego dziewięcioletniego syna, który właśnie stra¬cił ojca i może potrzebować matczynej pociechy.

– Och, Damien. – Położyła dłoń na jego przed¬ramieniu i natychmiast wyczuła, jaki jest spięty.

– Od tamtej pory wszystko było z górki. Więk¬szość czasu spędzała w mieście, gdzie wydawała pie¬niądze mojego ojca. Zamek mocno podupadł. Gdy tylko minął stosowny czas, poślubiła lorda Town¬senda.

– Ale chyba potem sytuacja uległa poprawie. Uśmiechnął się ponuro.

– Ja i Townsend byliśmy jak ogień i woda. Nie akceptowałem go za to, że cieszył się względami mojej matki, on zaś mnie nie lubił, bo go drażni¬łem. Gdy miałem trzynaście lat, zostałem wysłany do Francji razem z babką. Chciała zapytać, co się wydarzyło później, lecz wi¬dząc jego minę, zrezygnowała. Powiedział już wszyst¬ko, co zamierzał. Może dokończy kiedy indziej.

– Przykro mi, Damien. Chciałabym, aby istniał jakiś sposób, który pozwoliłby to zmienić.

– Nie powiedziałem ci tego wszystkiego, żebyś się nade mną litowała. Po prostu doszedłem do wniosku, że powinnaś wiedzieć. – Scisnął ją za ramię trochę mocniej, niż należało. – A teraz pora wracać.

Przez resztę wieczoru był w posępnym nastroju, lecz nocą kochał się z nią tak samo namiętnie jak zwykle. Rano wydawał się jakiś inny, jakby rozmo¬wa o przeszłości pomogła mu nieco zaleczyć rany. Jednak wciąż nie była pewna jego uczuć wobec siebie, wyczuwała jakąś tajemnicę związaną z cz꬜cią jego osobowości, którą cały czas skrzętnie ukrywał.

Nazajutrz wstali wcześnie i udali się do małej wioski rybackiej Falon-by-the-Sea. Uliczki były wyłożone kocimi łbami, wzdłuż nich stały niewiel¬kie chatki. Damien wyjaśnił jej, że drewniane szop¬ki, w których przechowywano sieci, pochodzą jesz¬cze z szesnastego wieku.

– Budowano wąskie i wysokie budynki, żeby ob¬niżyć koszt dzierżawy ziemi – tłumaczył, gdy prze¬chodzili główną uliczką biegnącą równolegle do oceanu. Na plaży żony rybaków sprzedawały świeże dorsze, flądry, kraby i homary.

– Darnien, popatrz! – Kiedy szli po piasku, wska¬zała palcem duże, ciemne plamy w dalszej części plaży. – Czy te jaskinie nie prowadzą na klify?

– Tak właśnie jest – rzekła potężna kobieta z wy¬datną szczęką. Posiwiałe włosy miała wsunięte pod jasnoczerwoną chustę. Stała za straganem z rybami, których otwarte paszcze i mętne oczy spoglądały na nią oskarżycielsko. – Pełno ich na całym wybrzeżu. Kiedyś to był raj dla szmugle¬rów. A gadają, że nadal tak jest.

Najwyraźniej wciąż dochodziło tu do przemytu i to na dużą skalę. W czasie wojny francuskie pro¬duktY były bardzo cenione, chociaż większość ary¬stokracji używała ich jedynie w zaciszu domowego ogniska.

– Czy w pobliżu Falon są jaskinie? – Aleksa spy¬tała Damiena, nagle tknięta myślą, że być może stąd właśnie wzięły się plotki na jego temat.

– Nic mi o tym nie wiadomo. – Jego oblicze ule¬gło pewnej zmianie, jeszcze bardziej pociemniało, więc Aleksa porzuciła temat. Dzień był naprawdę piękny, szkoda byłoby psuć nastrój, wywołując ja¬kieś nieuzasadnione podejrzenia.

– Które ryby wyglądają na najświeższe? – spyta¬ła, uśmiechając się szeroko. – Chętnie zjadłabym jakąś na kolację.

Damien odpowiedział uśmiechem.

– Przygotowania do kolacji trwają już od jakie¬goś czasu. Andre szykuje coś specjalnego. Rybka musi zaczekać.

Nie miała nic przeciwko temu. Kiedy Damien uśmiechał się w taki sposób, nie obchodziło jej nic więcej, jak tylko utrzymanie go w tak dobrym na¬stroju.

W sprawie kolacji oczywiście miał rację, co mu¬siała przyznać po pewnym czasię., Wystawne posił¬ki monsieur Bouteliera przeszły zupełnie niezau¬ważone, gdy w zamku przebywały matka i siostra Damiena. Teraz delektowała się przepysznymi da¬niami, a dodatkową radością przepełniał ją fakt, że przygotowywano te wspaniałości specjalnie dla mej.

Zjedli razem coq au vin oraz ris de veau aux chanterelles – znak0mitą potrawkę z kury, podawa¬ną z delikatną trzustką cielęcą i leśnymi grzybami, popili zaś butelką przedniego czerwonego wina. Potem poszli ścieżką ciągnącą się nad brzegiem. Tym razem, gdy dotarli do granitowej skalnej pół¬ki, Damien zdjął swój gruby płaszcz i rozłożył go między głazami. Położyli się na nim, a on zaczął ją całować, aż ogarnięta drżeniem chwyciła go moc¬no za ramiona. Wtedy podwinął jej spódnicę, roz¬piął sobie spodnie i wziął ją, nie zdejmując ubra¬ma.

To było skandaliczne, grzeszne, lecz jakże pod¬niecające!

– Zimno ci, naj droższa? – spytał, całując ją w po¬liczek, gdy wsunęła się jeszcze mocniej w jego ob¬jęcia. – Chyba powinniśmy już wracać.

– Jeszcze nie… proszę. – Oparła głowę na ra¬mieniu męża, zaś on przesunął palcem po jej po¬liczku. – Uwielbiam słuchać szumu morza… jak fale uderzają o brzeg. To brzmi tak, jakby ocean żył, jakby biło jego serce.

Podparł się na łokciu.

– Bo on naprawdę żyje… przynajmniej dla mnie.

To jeden z powodów, dla których uwielbiam to miejSce.

Wzrok Aleksy spoczął na jego twarzy. – Ja też myślę, że tu jest cudownie.

Pocałował ją delikatnie, drażniąc językiem kącik jej ust. Po chwili uniósł się i pomógł wstać Aleksie.

– Pora wracać. Na górze jest miłe, miękkie łóż¬ko, a ja wcale się tobą nie nasyciłem. – Włożył płaszcz i wziął ją na ręce. – Chcę się z tobą kochać szaleńczo i namiętnie, aż będziesz mnie błagać, że¬bym przestał.

Roześmiała się, gdy ruszył dużymi krokami ku odległym światłom. Uświadomiła sobie, że wokół osiada mgła.

– Być może czeka cię ciężka noc, milordzie – rzuciła wyzywająco, czując ogarniające ją przyjemne, podniecające ciepło.

Kiedy dotarli do sypialni, kochali się najpietw szybko, a potem powoli, od początku do samego końca. Była już półprzytomna i w pełni zaspokojo¬na, gdy wreszcie zapadła w sen.

Kiedy jakiś czas później obudziła się, Damie¬na nie było.