"Arkadij i Borys Strugaccy. Pora Deszczyw (польск.) " - читать интересную книгу автораtylko miкdzy nami, Ьwiсski ryj. Pan prezydent raczy│ podekscytowaж siк do
najwy┐szego stopnia, z zкbatej paszczy lecia│y bryzgi, a ja wyjNo│em chusteczkк i demonstracyjnie wytar│em policzek i to by│ z pewnoЬciNo najodwa┐niejszy postкpek w moim ┐yciu, jeЬli nie liczyж tamtego wypadku, kiedy walczy│em z trzema czo│gami jednoczeЬnie. - Ale jak walczy│em z czo│gami - nie pamiкtam, wiem tylko z opowiadaс Ьwiadkуw, chusteczkк za to wyjNo│em Ьwiadomie i dobrze wiedzia│em na co siк odwa┐am... W gazetach o tym nie pisano. Gazety uczciwie i po mкsku, z surowNo prostotNo poinformowa│y, ┐e "beletrysta W. Baniew szczerze podziкkowa│ panu prezydentowi za wszystkie uwagi i wyjaЬnienia jakie pad│y w trakcie rozmowy". Dziwne, jak dok│adnie to wszystko pamiкtam. Stwierdzi│, ┐e zbiela│ mu koniec nosa i policzki. Tak w│aЬnie wtedy wyglNoda│em, a nie wrzeszczeж na takiego to po prostu grzech. Przecie┐ nie wiedzia│ biedak, ┐e to nie ze strachu, ┐e blednк ze z│oЬci, jak Ludwik XIV... Tylko raczej nie jedzmy musztardy po obiedzie. Co za rу┐nica, od czego tam, u niego, poblad│em... Dobrze, dosyж tego. Ale po to, ┐eby siк uspokoiж, po to ┐eby siк doprowadziж do porzNodku, zanim siк poka┐к ludziom, ┐eby przywrуciж normalny kolor nie│adnej ale mкskiej twarzy, muszк panu przypomnieж, panie Baniew, ┐e gdyby pan nie zademonstrowa│ panu prezydentowi swojej chusteczki do nosa, to siedzia│by pan op│ywajNoc w dostatki w naszej dzielnej stolicy, a nie w tej mokrej dziurze... Wiktor jednym haustem dopi│ d┐inu i zszed│ do restauracji. * - OczywiЬcie, byж mo┐e chuligani - powiedzia│ Wiktor. - Tylko w moich czasach ┐aden chuligan nie zadziera│by z okularnikiem. Rzuciж w niego BaliЬmy siк ich jak zarazy. - Przecie┐ powtarzam panu - to jest choroba genetyczna - powiedzia│ Golem. - Oni w ogуle nie sNo zaraЯliwi. - Jak to, niezaraЯliwi - powiedzia│ Wiktor - kiedy dostaje siк od nich brodawek jak od ropuch! Wszyscy o tym wiedzNo. - Od ropuchy nie dostaje siк brodawek - dobrodusznie powiedzia│ Golem. - I od mokrzakуw te┐ siк nie dostaje. Wstyd, panie pisarzu. ZresztNo wiadomo, ┐e pisarze to ignoranci. - Jak i ca│y narуd. Narуd jest ciemny, ale mNodry. I jeЬli narуd twierdzi, ┐e od ropuch i okularnikуw dostaje siк brodawek. - A oto nadchodzi mуj inspektor - powiedzia│ Golem. Prosto z ulicy wszed│ Pawor w mokrym p│aszczu. - Dobry wieczуr - powiedzia│. - Ca│y przemok│em, chcк siк napiж. - Znowu Ьmierdzi od niego i│em - z niezadowoleniem powiedzia│ R. Kwadryga zbudzony z alkoholowego transu. - Wiecznie Ьmierdzi i│em. Jak w stawie. Rzкsa. - Co panowie pijecie? - zapyta│ Pawor. - Ktуrzy? - zainteresowa│ siк Golem. - Ja na przyk│ad jak zawsze pijк koniak. Wiktor pije d┐in. A doktor - wszystko po kolei. - Haсba! - z oburzeniem powiedzia│ doktor R. Kwadryga. - гuska! I g│owy. - Podwуjny koniak! - krzyknNo│ Pawor do kelnera. Twarz mia│ mokrNo od deszczu, jego gкste w│osy zlepia│y siк i ze skroni po ogolonych policzkach sp│ywa│y b│yszczNoce smu┐ki. Te┐ twarda twarz, wielu |
|
|