"Strefa Zamknięta" - читать интересную книгу автора (Woods Stuart)9Holly spała. Śniło jej się, że siedzi w swoim biurze i właśnie zadzwonił telefon. Zanim zdążyła odebrać, usłyszała inny dźwięk. Wytężyła słuch. Dźwięk się powtórzył, urywany, natarczywy, ledwo słyszalny. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Daisy siedziała przy łóżku z wyrazem zatroskania na pysku. Znów zaskamlała, potem wsunęła nos pod rękę Holly i uniosła jej dłoń. Holly roześmiała się. – No czego chcesz, Daisy? Wyjść? Popatrzyła na zegarek. Była siódma rano. – Dobrze, że mnie obudziłaś. Zapomniałam nastawić budzik. – Przemknęło jej przez głowę, że może nie dlatego Daisy ją obudziła, ale odpędziła tę myśl. – Założę się, że jesteś głodna. Daisy mruknęła, jakby na potwierdzenie. – No dobrze, dobrze. – Holly wyskoczyła z łóżka i zarzuciła szlafrok. Nakarmiła i napoiła Daisy, potem wypuściła ją z przyczepy, a sama stanęła w drzwiach i patrzyła. Suka biegała po polanie, to z nosem przy ziemi, to znów wznosząc go w górę. Na chwilę zniknęła za krzakiem, a później wróciła do drzwi. – Jesteś prawdziwą damą, wiesz? Bardzo dyskretną. – Holly roześmiała się, gładząc sukę po łbie. – Cóż, dzisiaj córka twojego pana zabierze cię do Atlanty, gdzie będziesz miała parę ślicznych dzieciaków do zabawy. – Poczuła ukłucie w sercu, gdy to mówiła; Daisy była doskonałą towarzyszką. Wzięła szybki prysznic, założyła mundur – tym razem wybrała spodnie – i zjadła śniadanie, słuchając lokalnych wiadomości. Z zadowoleniem wysłuchała komunikatu policji, w którym wspomniano o nagrodzie za przekazanie informacji. O ósmej wpuściła Daisy do dżipa i pojechała na komendę. Po drodze parę razy musiała się zatrzymać, bo ludzie witali się z Daisy i poklepywali ją po grzbiecie – suka cieszyła się tutaj dużą popularnością. W biurze kazała jej się położyć i Daisy posłusznie wyciągnęła się na podłodze. Po chwili rozległo się głuche warczenie. Holly podniosła głowę. W drzwiach stał Hurd Wallace. – Daisy, spokój! – rozkazała. Pies karnie położył łeb na podłodze i przestał warczeć. – Dokonaliśmy aresztowania w związku z postrzeleniem szefa – oznajmił Wallace. – Co takiego? Kiedy? Kogo aresztowano? – W nocy odebraliśmy telefon od mężczyzny, który widział stary furgon zaparkowany w pobliżu miejsca zdarzenia. Jeden z naszych ludzi z drogówki poznał ten pojazd. Należy do pary, która biwakuje na kawałku wolnej ziemi między drogą a rzeką, bardzo blisko miejsca ataku na szefa. Policjant pojechał tam i zastał tych dwoje przy ognisku. Mężczyzna czyścił broń; była to beretta szefa. – Gdzie oni są? – Bob Hurst przesłuchuje ich w pokoju numer jeden. Jest tam weneckie lustro, gdybyś chciała popatrzeć. – Idziemy. Holly ruszyła za Wallace’em do małego pokoju. Przy stole w sąsiednim pomieszczeniu siedziało dwoje niechlujnie ubranych młodych ludzi. Bob Hurst zajmował miejsce naprzeciwko, a w kącie stała policjantka. – Obecność policjantki to standardowa procedura operacyjna, gdy przesłuchiwana jest kobieta – wyjaśnił Wallace. – Wiem. Od kiedy trwa przesłuchanie? – Od północy. – Czy odczytano im prawa? – Tak, na samym początku. Podpisali je. – Prosili o prawnika? – Chyba nie, może mają własnego adwokata. – W porządku, posłuchajmy. Z małego głośnika dobiegły wyraźne słowa Hursta: – W porządku, a teraz powtórz wszystko jeszcze raz. – Przecież już mówiłem, co się stało – zaoponował chłopak. – Powiesz mi jeszcze raz. Chcę mieć pewność, że wszystko dobrze zrozumiałem. Co robił wasz furgon na poboczu przedwczoraj w nocy? – Byliśmy w kinie i wracając, złapaliśmy gumę. Zmieniłem koło i pojechaliśmy do obozu. – O której złapałeś gumę? – Między dziesiątą trzydzieści a dziesiątą czterdzieści pięć. – A o której pojechałeś dalej? – Zmiana koła zabrała mi piętnaście czy dwadzieścia minut, więc przypuszczam, że odjechaliśmy między dziesiątą czterdzieści pięć a jedenastą. – W którym kinie byliście? – W multipleksie na lądzie. – A na jakim filmie? – Na – O której skończył się seans? – Około dziesiątej, może trochę po. – A dlaczego pokonanie piętnastominutowej drogi do obozu zajęło wam czterdzieści pięć minut? – Wstąpiliśmy do McDonalda na frytki i colę. Już to mówiłem. – A w jaki sposób w twoim posiadaniu znalazła się beretta? – Mówiłem, nasz pies ją znalazł. – Czy wasz pies interesuje się bronią palną? – Dokładnie to było tak: wypuściłem psa wcześnie rano i nie chciał przyjść, kiedy go zawołałem. Węszył przy ogrodzeniu, które oddziela drogę od parceli, na której biwakujemy. Gdy chciałem złapać go za kark, nastąpiłem na pistolet. – W jakiej odległości od ogrodzenia? – Nie wiem, jakieś dwa, dwa i pół metra. – Dlaczego nie zadzwoniłeś na policję? – Po co? – To nie był twój pistolet. Dlaczego nam go nie oddałeś? – Rany boskie, człowieku, był niczyj. Zgubione, znalezione. Nie miałem pojęcia, do kogo należał. – Lubisz pistolety, prawda? – Taa, raczej tak. – A masz własną broń? – Tak, małą sześciostrzałową trzydziestkędwójkę. – Gdzie ona jest? – Pewnie w furgonie. – W schowku w furgonie znaleźliśmy rewolwer smith and wesson trzydzieści dwa – wtrącił Wallace. – Już go wysłaliśmy do laboratorium stanowego. Nie mają pozwolenia na broń, za to pod siedzeniem mieli schowany ponad gram kokainy. – O której wróciliście do obozu po zmianie koła? – ciągnął Hurst. – Nie wróciliśmy od razu. Podjechałem na stację benzynową i zostawiłem kapcia do naprawy. Na stacji Texaco. – Stacja była jeszcze otwarta? – Nie. Zostawiłem koło na progu, z notatką. Wróciłem tam wczoraj po południu i je odebrałem. Znam tego faceta. Kupujemy u niego benzynę. – Sprawdzamy to – poinformował Wallace. – Więc o której wróciliście do obozu? – Musiało być wpół do dwunastej. – Ominęła ich strzelanina – skomentował Wallace. – Bardzo wygodne. – Słuchaj, człowieku – zawołał podejrzany – jestem zmęczony. Nie spałem całą noc i wciąż nie wiem, co jest grane. Przepraszam, że nie oddałem pistoletu. W porządku? Zatrzymanie znalezionej broni chyba nie jest przestępstwem? Co tu się dzieje? – Dobra, pozwolę wam się przespać. Pogadamy o tym później. – O co tu chodzi, człowieku? Przecież nie o zgubiony pistolet, co nie? O coś grubszego. – Ty mi powiedz, Sammy – odparł Hurst. – Co mam panu powiedzieć? Hurst odwrócił się do policjantki. – Zamknij ich – polecił. Wstał i wyszedł z pokoju. Chwilę później pojawił się w pomieszczeniu obserwacyjnym, gdzie czekali Holly i Wallace. – To oni – oznajmił. – Jestem pewien. – Jakie masz dowody? – Broń szefa, bieżnik opon zgodny z odlewem, brak alibi i trzydziestkadwójka. Czas zawiadomić prokuratora okręgowego. Holly zwróciła się do Wallace’a: – Niech ktoś zawiezie trzydziestkędwójkę do stanowego laboratorium w Tallahassee, zaczeka, aż zrobią testy, i telefonicznie przekaże nam wyniki. Jeśli będą pozytywne, wtedy ich oskarżymy. – W porządku. – Wallace wyszedł z pokoju. – Co z zabójstwem Doherty’ego? – zapytała Holly. – Jeżeli badania balistyczne potwierdzą, że strzelano z tej trzydziestkidwójki, wycisnę z nich przyznanie się do winy – odparł Hurst. – Potem przyznają się do zabójstwa Hanka. – Miejmy nadzieję – powiedziała. Nie kłamała; naprawdę chciała, żeby Hurst miał rację. Jane zapukała i weszła do pokoju. – Dzwoni pani Warner – powiedziała. – Odbiorę w swoim biurze. – Holly odwróciła się do Hursta. – Dobra robota. Postarajmy się, żeby wszystko miało ręce i nogi. – Przeszła do gabinetu i odebrała telefon. – Pani Warner? – Tak. Jesteśmy na lotnisku w Atlancie, zaraz startujemy do Orchid Beach. Mój mąż ma samolot. Chciałam spytać, dokąd mam się udać po przybyciu na miejsce. – O której będziecie w Orchid Beach? – Około jedenastej trzydzieści, może o dwunastej. – Będę czekać na lotnisku i zawiozę was do domu Hanka. – Dziękuję, to bardzo miło z pani strony. – Do zobaczenia o wpół do dwunastej. – Holly z westchnieniem odłożyła słuchawkę. Jeśli tylko przebrnie przez ten dzień, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie mogła zabrać się do normalnej pracy. |
||
|