"Tomek w grobowcach faraonów" - читать интересную книгу автора (Szklarski Alfred)

*

Bez żadnych już godnych uwagi zdarzeń kontunuowano rejs: statek niebawem zaczął zbliżać się do Aleksandrii. Najpierw, z dala, ukazała się latarnia morska, zalśniły w słońcu minarety meczetów, później zobaczyli maszty stojących w porcie okrętów, wreszcie wynurzył się z morza płaski afrykański ląd i położone na jego brzegu ogromne miasto, ozdobione rzędami wysmukłych palm daktylowych. Smuga stał na pokładzie razem z irlandzkim chłopcem.

– Może przepłyniemy obok jednego z cudów świata [37], ruin sławnej latarni na wyspie Faros – mówił właśnie.

– Cudów świata? – pytająco powtórzył Patryk.

– Tak, siedem sławnych budowli starożytnych, z których większość znajduje się w Egipcie – wyjaśnił angielski dyplomata, oparty o balustradę tuż obok nich.

– W Egipcie? Cudów świata? – wciąż dziwił się chłopiec.

– Różne rejestry podają piramidy, Dolinę Królów, Kolosy Memnona, no i naszą latarnię – wyjaśniał Anglik.

– Czy to pierwsza latarnia morska na świecie?

– Tak. I to bardzo wysoka. Według niektórych miała mierzyć aż 180 metrów, inni mówią o 120. Jej światło widać było z odległości 16 mil [38].

– Kiedy została zbudowana? – chłopiec wydawał się wyraźnie zainteresowany.

– Wzniósł ją architekt Sostratos z Knidos pod koniec trzeciego wieku przed naszą erą. Znajduje się, jak już wspomniałem, na wyspie Faros, połączonej z wybrzeżem stałym mostem wybudowanym na polecenie Aleksandra Wielkiego.

– Czy to ta latarnia, którą widać? – próbował ustalić chłopiec.

– Nie. Ta jest nowa. Tamta, niestety, nie zachowała się. Cóż, tak bywa ze starymi rzeczami. Najwyższe piętra zawaliły się gdzieś w drugim wieku. Resztę przerobiono na meczet, który w czternastym wieku zniszczyło trzęsienie ziemi.

– To ta wyspa nazywa się “latarnia” [39]? – pytał dalej Irlandczyk.

– Nie! Raczej odwrotnie. W języku angielskim użyto nazwy wyspy na określenie specjalnych budowli sygnalizacyjnych dla żeglarzy. Podobnie zresztą jak w innych językach.

Tymczasem do burty przybiła łódź z pilotem, który szczęśliwie przeprowadził parowiec do brzegu.

Do małego Patryka, jak niegdyś do Tomka, uśmiechała się nie znana, wielka przygoda.