"Miasta Pod Skałą" - читать интересную книгу автора (Huberath Marek S.)3.„Bez notatek przepadnę”. Przeszukał kieszenie, znajdując oprócz dokumentów i tygodniowego biletu komunikacji miejskiej jedynie rachunek z restauracji „Buca dell’Inferno” w Cortina d’Ampezzo. Na odwrocie nakreślił planik: salka wejściowa, zasypany korytarzyk, ten zaplombowany, następna salka z dwoma korytarzami, z których każdy zakończony salką z dwojgiem drzwiczek. Przed prawymi właśnie stał. By zmniejszyć groźbę zabłądzenia, drzwi pozostawiał otwarte. Przeciągu nie było. Zanotował klucz, według którego szedł: prawe-lewe-prawe. Korytarze nie tworzyły zamkniętych ok sieci. Dotąd nie napotkał otwartej furtki. Czy oznaczać przebyte salki? Zostawiać w nich guziki? Przecież po śladach go znajdą. Cóż, muszą wystarczyć notatki. Szarpnięciem klamki zerwał przerdzewiały drut. Następnie owinął go wokół niej. To będzie znak, że już tu był. Nawet jeśli przeciąg zatrzaśnie drzwi. Kolejny zakrzywiony korytarz. Za zakrętem, na okrągłym postumencie, skorpion z trawertynu, brunatno-czerwonego w szare wzorki. Infantylnie odrobiony. Nieznany mistrz brewkami podkreślił oczy stwora i dodał uśmiechnięty pyszczek, przypominający mordkę z zębami; tylko kształt pajęczaka uchwycił poprawnie. Podobna rzymska rzeźba stoi w bestiarium Muzeum Watykańskiego. Dalej rzeźby much. Te precyzyjne jak plastikowe modele z muzeów przyrodniczych. „Ależ ktoś to odrobił… Bez wątpienia wyroby antyczne. Dlaczego skrywają takie rzeczy…? W bestiarium prezentują mniej ciekawe. Toż to rewelacja! Sam Arystoteles czy Pliniusze nie znali muchy tak dokładnie”. Muchy na rozkładającym się krecie, muchy na padłym nietoperzu. Wspaniałe rzeźby… Adams snuł się wśród nich jak zaczarowany. Ale skorpiona pożeranego przez ichneumona wyrzeźbiono z błędami: za chudy, za długi, i znowu ni to kocia mordka, ni to ludzka twarz. Dalej stały jeszcze dziwniejsze rzeźby: zmontowane z części, ze szczelinami złączeń, rozepchanymi dłutem czasu. Skrzydła much, nogi i czułki wykonano z brązu lub szarego metalu. Jedne wpasowano szczelnie między fragmenty kamienne, inne obluzowane podparto wspornikami. Adams łagodnie wodził palcami po powierzchniach rzeźb. Wyczuwał ledwie zaznaczoną fakturę skrzydełek, ostre zadziorki włosków na muszych nóżkach. Kiedyś napisał obszerną rozprawę o zaginionych rzeźbach antyku. Sugerował w niej stosowanie właśnie takiej technologii. Wydawało mu się, że zebrał dość przesłanek, by przekonująco uzasadnić możliwość istnienia wtedy zaawansowanej technologii rzeźbiarskiej. Rzeźb łączonych z kamienia, metalu i drewna, jak chryzelefantyna. Rzeźb ruchomych, sterowanych wymyślnymi mechanizmami, powstałych przed Arabami, przed najwcześniejszymi mechanikami średniowiecza, jak Gerbert z Aurillac. Ukuł nawet dla tych hipotetycznych konstrukcji termin „Gdyby to recenzenci widzieli”, pomyślał z goryczą. Oprócz much i skorpionów trafiały się wije, jętki i złotooki, te niepodobne jednak do oryginałów. Podszedł do olbrzymiej rzeźby skorpiona z ceglastego trawertynu w czarne cętki. Każdy segment z oddzielnego kawałka, foremny i wypolerowany. Nogi, czułki oraz krawędzie kleszczy z brązu przyciemnionego przez czas. Jak wyglądałaby ta imponująca rzeźba, gdyby brązy wybłyszczono…? Przybliżył się, badając palcami, jak odrobiono delikatne narządy gębowe stwora. „Oczywiście, infantylnie”, skrzywił się ironicznie. Widać mistrz znał jedynie muchy i tylko je nauczył się odrabiać bezbłędnie. – Jjaangg…! Tooch…! – Z suchym chrzęstem potężne szczypce skorpiona rozwarły się i zamknęły na Adamsie. – Khsztiijch…! – Od tyłu jak pocisk wystrzelił giętki odwłok, zakończony brązowym kolcem, trafiając Adamsa w dłoń, którą ten osłonił twarz. Ze zranienia pociekła krew. Adams próbował wyrwać się z mocnego chwytu. Po nieoczekiwanym ataku rzeźba znieruchomiała. Mechanizm rozładował się. Krawędzie skorpionich kleszczy nie były zaostrzone, ale i tak boleśnie gniotły w bok. Adams ssał zranioną dłoń, by powstrzymać krwawienie. Spluwał różowawą śliną. Kolec trafił ukosem, nie wnikając głęboko. Na szczęście powierzchowne zranienia krwawią obficie, lecz krótko. Krew przestała już cieknąć. Jak wydostać się z kamiennego chwytu? Gdyby miał zdrowe dłonie, mógłby odgiąć cęgi. Ale uszkodzenie mechanizmu wprawiającego rzeźbę w ruch dodatkowo pogorszyłoby sytuację intruza w watykańskich podziemiach. Spróbował podciągnąć się na wygiętym do przodu odwłoku skorpiona. Miał nadzieję, że w ten sposób nie napina mechanizmu podstępnej rzeźby. Powoli, kocim ruchem przeciskał biodra przez szczelinę kleszczy. Metal darł bluzę i ocierał skórę. Wreszcie, wytarmoszony przez posąg, Adams usiadł na skorpionich kleszczach. Ryzykownie, ale nie było innego wyjścia. „Goodman jest zbyt spasiony, żeby zrobić coś takiego…”, stwierdził. „Utkwiłby tu na zawsze, wzbogacając kompozycję artystyczną pod tytułem Zeskoczył na ziemię. Zaciśnięte szczęki i wysunięty do przodu odwłok rzeźby wyglądały smętnie. „Ciekawe, kto i po co napiął to cholerstwo…” Obejrzał zranioną dłoń. „To chyba nie było zatrute gówno…?” Nie puchła, nie bolała bardzo. Kiedy wydostawał się spomiędzy kleszczy, krew znowu zaczęła się sączyć, ale possał ranę, i przestała. |
||
|
© 2025 Библиотека RealLib.org
(support [a t] reallib.org) |