"Adwokat" - читать интересную книгу автора (Connelly Michael)Rozdział 7Korzystając ze specjalnego okienka dla adwokatów, mogłem ominąć długą kolejkę osób, które przyszły na widzenie z bliskimi uwięzionymi w jednej z wież. Gdy poinformowałem dyżurnego, do kogo przyszedłem, funkcjonariusz wstukał nazwisko do komputera, nie wspominając ani słowem, że z Glorią Dayton nie można się zobaczyć ze względu na jej stan zdrowia. Wydrukował przepustkę dla odwiedzających i wsunął do plastikowej plakietki, którą kazał mi przypiąć i nosić na terenie aresztu. Następnie polecił mi odejść od okienka i czekać na eskortę. – To może potrwać parę minut – dodał. Z doświadczenia wiedziałem, że w budynku aresztu komórka nie odbiera sygnału, a gdybym wyszedł na zewnątrz zadzwonić, w tym czasie mogłaby nadejść eskorta i byłbym zmuszony przechodzić całą procedurę od początku. Dlatego zostałem w korytarzu, obserwując twarze tłoczących się ludzi. Na ogół były czarne i brązowe. Z większości można było wyczytać, że to dla nich rutynowa wizyta. Prawdopodobnie o wiele lepiej ode mnie znali się na panujących tu zasadach. Po dwudziestu minutach zjawiła się potężna kobieta w mundurze zastępcy szeryfa i zabrała mnie z poczekalni. Domyślałem się, że kiedy przyjmowali ją do biura szeryfa, musiała mieć znacznie mniejsze rozmiary. Dziś dźwigała co najmniej czterdzieści pięć kilo nadwagi, które wyraźnie utrudniały jej chodzenie. Wiedziałem też jednak, że kiedy już ktoś trafił do służby, trudno go było usunąć. Gdyby ktoś próbował uciec z aresztu, wystarczyłoby, żeby eskortująca mnie funkcjonariuszka oparła się o drzwi, a nikt nie mógłby ich otworzyć. – Przepraszam, że to tak długo trwało – powiedziała, gdy czekaliśmy między dwojgiem stalowych drzwi prowadzących do wieży dla kobiet. – Musiałam ją znaleźć i sprawdzić, czy jeszcze żyje. Gdy dała znak do kamery nad drzwiami, że wszystko w porządku, szczęknął zwalniany zamek. Policjantka pchnęła furtę. – Była w skrzydle szpitalnym. Musieliśmy ją doprowadzić do porządku – wyjaśniła. – Doprowadzić do porządku? Nigdy nie słyszałem, żeby areszt prowadził terapię narkomanów, „doprowadzając ich do porządku”. – Tak, jest trochę pokiereszowana – odrzekła funkcjonariuszka. – Była mała przepychanka. Zresztą sama panu powie. Zrezygnowałem z dalszych pytań. Właściwie poczułem ulgę, że jej kłopoty ze zdrowiem nie były spowodowane – przynajmniej nie bezpośrednio – zażyciem czy uzależnieniem od narkotyków. Zastępczyni szeryfa zaprowadziła mnie do sali dla obrońców, w której spotykałem się już z wieloma klientami. Ogromną większość moich klientów stanowili mężczyźni i choć nigdy nikogo nie dyskryminowałem, tak naprawdę nie cierpiałem reprezentować kobiet, które siedziały w areszcie. I prostytutki, i morderczynie – a broniłem wszystkich – za kratkami wyglądają żałośnie. Odkryłem, że prawie za każdym przestępstwem popełnionym przez kobietę stoi mężczyzna. Mężczyzna, który się nad nią znęcał, który ją opuścił, który wyrządził jej krzywdę. Nie twierdzę, że kobiety nie są odpowiedzialne za swoje czyny ani że niektóre nie zasługują na wymierzoną karę. Są wśród nich drapieżcy, okrucieństwem dorównujący samcom. Mimo to kobiety, jakie widziałem w areszcie, wydawały się zupełnie inne od mężczyzn siedzących w drugiej wieży. Mężczyznom pozostaje spryt i siła. Kobieta, gdy traci wolność, traci wszystko. W sali widzeń znajdował się rząd kabin, po jednej stronie było miejsce dla adwokata, a naprzeciw niego siadał klient, oddzielony od obrońcy osiemnastocalową ścianką z pleksiglasu. W oszklonej kabinie na końcu sali dyżurował zastępca szeryfa, który pilnie obserwował przebieg widzenia, choć podobno nie słuchał rozmowy. Jeśli klientowi trzeba było przekazać jakiś dokument, adwokat musiał go pokazać funkcjonariuszowi do akceptacji. Policjantka wprowadziła mnie do kabiny, po czym wyszła. Dziesięć minut później ukazała się po drugiej stronie pleksiglasu w towarzystwie Glorii Dayton. Od razu spostrzegłem opuchliznę na lewym oku mojej klientki i pojedynczy szew na małym rozcięciu nad nasadą nosa. Gloria Dayton miała kruczoczarne włosy i oliwkową cerę. Kiedyś była piękna. Kiedy broniłem ją pierwszy raz, siedem czy osiem lat temu, była piękna. Na widok jej urody człowiek nie mógł uwierzyć, że ją sprzedaje, że postanowiła się sprzedawać obcym, uznając to za najlepszy, a może jedyny sposób na życie. Teraz rysy jej twarzy nabrały twardości. Skóra wydawała się zbyt napięta. Zajmujący się Glorią chirurdzy nie należeli do najlepszych, a zresztą niewiele mogli zrobić z oczami, które zbyt wiele widziały. – Mickey Mantle – powitała mnie. – Znowu będziesz grał w mojej drużynie? powiedziała to głosem małej dziewczynki, który, jak przypuszczałem, uwielbiali jej stali klienci. W moich uszach zabrzmiał dziwnie, zwłaszcza że należał do kobiety o mocno ściągniętych ustach i oczach, w których było tyle życia co w dwóch czarnych kamieniach. Gloria zawsze nazywała mnie Mickey Mantle, chociaż kiedy się urodziła, wielki bejsbolista zdążył już zakończyć karierę, a ona prawdopodobnie niewiele o nim wiedziała, tak jak i o sporcie, który uprawiał. Dla niej to było po prostu znane nazwisko. Przypuszczam, że w innym wypadku nazywałaby mnie Mickey Mouse, czym raczej nie byłbym zachwycony. – Spróbuję, Glorio – odparłem. – Co się stało z twoją twarzą? Kto ci to zrobił? Lekceważąco machnęła ręką. – Małe nieporozumienie z dziewczynami pod celą. – O co poszło? – Takie tam dziewczyńskie sprawy. – Ćpasz tutaj? Posłała mi spojrzenie pełne oburzenia, a potem próbowała się nadąsać. – Nie, nie ćpam. Przyjrzałem się jej uważnie. Chyba mówiła prawdę. Może rzeczywiście nie ćpała i nie to było powodem bójki. – Nie chcę tu dłużej zostać, Mickey – powiedziała swoim normalnym głosem. – Nie dziwię ci się. Sam źle się tu czuję i zaraz wychodzę. Natychmiast pożałowałem tego zdania, które przypomniało Glorii o jej sytuacji. Chyba jednak nie zwróciła na nie uwagi. – Myślisz, że udałoby się załatwić ten przedprocesowy coś tam, żebym mogła stanąć na nogi? Ciekawe, pomyślałem, narkomani używają określenia „stanąć na nogi”, mówiąc i o odwyku, i o braniu. – Kłopot w tym, że już ostatnim razem zgodziliśmy się na przedprocesowy program interwencyjny, pamiętasz? I dobrze wiadomo, że nic z tego nie wyszło. Dlatego nie wiem, jak tym razem będzie. Liczba miejsc jest ograniczona, poza tym sędziowie i prokuratorzy nie są skłonni wysyłać tam drugi raz kogoś, kto nie potrafi wykorzystać szansy. – O co ci chodzi? – zaprotestowała. – Przecież wykorzystałam. Chodziłam od początku do końca. – Owszem. I bardzo dobrze. Ale po zakończeniu wróciłaś do tego, co robiłaś wcześniej, i dlatego spotykamy się tu, a nie gdzie indziej. Sąd nie nazwałby tego sukcesem. Będę z tobą szczery, Glorio. Nie sądzę, żeby tym razem udało się załatwić program. Musisz się przygotować, że potraktują cię ostrzej. Spuściła oczy. – Nie dam rady – powiedziała słabym głosem. – Posłuchaj, w więzieniach też są programy terapeutyczne. Odtrują cię, a jak wyjdziesz, będziesz mogła spróbować zacząć jeszcze raz. Pokręciła głową; wyglądała na zupełnie zagubioną. – To trwało już za długo i najwyższy czas przestać – powiedziałem. – Na twoim miejscu pomyślałbym o wyjeździe. Mam na myśli wyjazd z Los Angeles. Powinnaś gdzieś pojechać i zacząć wszystko od początku. Spojrzała na mnie ze złością. – I co miałabym robić? Popatrz na mnie. Do czego ja się nadaję? Miałabym wyjść za mąż, rodzić dzieci i sadzić kwiatki? Na to nie miałem dobrej odpowiedzi, ona też nie. – Pogadamy o tym we właściwym czasie. Na razie trzeba się zająć twoją sprawą. Opowiedz mi, co się stało. – To co zawsze. Sprawdziłam gościa i wszystko się zgadzało. Wydawał się w porządku. Ale okazało się, że to glina, i tyle. – Poszłaś do niego? Przytaknęła. – Do Mondriana. Miał apartament – to też mnie zmyliło. Gliny rzadko biorą apartamenty. Budżet im nie pozwala. – Nie mówiłem ci, że to głupota nosić kokę, kiedy idziesz pracować? A jeżeli facet prosi, żebyś przyniosła kokę, od razu wiadomo, że to gliniarz. – Wiem i wcale mnie nie prosił. Zapomniałam, że ją mam. Dostałam od gościa, u którego byłam przedtem. Co miałam z nią zrobić, zostawić w samochodzie, żeby obsługa parkingu się poczęstowała? – Od kogo ją dostałaś? – Od faceta z Travelodge na Santa Monica. Byłam u niego i sam mi zaproponował, rozumiesz, zamiast forsy. Jak wychodziłam, odsłuchałam wiadomości i zobaczyłam, że dzwonił do mnie ten gość z Mondriana. No to oddzwoniłam, umówiłam się i od razu do niego pojechałam. Zapomniałam, że mam towar w torebce. Kiwając głową, nachyliłem się bliżej. Zaczynałem dostrzegać promyczek nadziei, światełko w tunelu. – Kim był ten facet w Travelodge? – Nie wiem, widział moje ogłoszenie na stronie. Gloria umawiała się z klientami za pośrednictwem strony internetowej, na której były umieszczone zdjęcia, numery telefonów i adresy e – mailowe panienek. – Mówił ci, skąd jest? – Nie. Musiał być z Meksyku, Kuby czy coś takiego. Pocił się, było widać, że bierze prochy. – Kiedy ci dawał kokę, zauważyłaś, czy miał więcej? – Tak, trochę miał. Myślałam, że znowu zadzwoni… ale chyba spodziewał się kogoś innego. Gdy ostatni raz oglądałem jej ogłoszenie na LA – Darlings.com, chcąc sprawdzić, czy jeszcze działa w branży, zobaczyłem zdjęcia co najmniej sprzed pięciu lat, na których Gloria wyglądała dziesięć lat młodziej. Przypuszczałem, że jej klienci doznawali pewnego rozczarowania po otwarciu drzwi. – Ile było tego towaru? – Nie wiem. Wiedziałam tylko, że ma więcej, bo gdyby to było wszystko, na pewno by mi nie dał. Dobry argument. Światełko było coraz wyraźniejsze. – Sprawdziłaś go? – Jasne. – Co oglądałaś, prawo jazdy? – Nie, paszport. Powiedział, że nie ma prawa jazdy. – Jak się nazywał? – Hector jakiś tam. – Gloria, wysil trochę pamięć. Hector i jak dalej? Spróbuj sobie… – Hector jakiś tam Moya. Miał drugie imię. Ale pamiętam „Moya”, bo kiedy wyciągnął kokę, powiedziałam: „Hector, ta działka będzie moja”. – W porządku. – Myślisz, że to mi może pomóc? – Być może, zależy, kim jest ten facet. Jeżeli uda się coś za niego wytargować. – Chcę stąd wyjść. – Posłuchaj, Glorio. Pójdę do prokurator, dowiem się, co o tym myśli, i zobaczę, co da się zrobić. Wyznaczyli dwadzieścia pięć tysięcy kaucji. – Co?! – Jest wyższa niż zwykle z powodu narkotyków. Pewnie nie masz dwudziestu pięciu kawałków na kaucję, co? Potrząsnęła głową. Zobaczyłem, jak ściągnęły się mięśnie jej twarzy. Domyślałem się, co zaraz nastąpi. – Mickey, mógłbyś za mnie wyłożyć? Obiecuję, że… – Nie mogę, Glorio. Taka jest zasada i gdybym ją złamał, narobiłbym sobie kłopotów. Będziesz tu musiała zostać do jutra, a rano staniesz przed sądem. – Nie – powiedziała i zabrzmiało to bardziej jak jęk niż słowo. – Wiem, że będzie ciężko, ale musisz wytrzymać. I rano masz być czysta, bo inaczej w ogóle nie spróbuję obniżyć kaucji ani cię stąd wyciągnąć. Dlatego nie waż się tknąć tych świństw, którymi tu handlują. Zrozumiałaś? Uniosła ręce nad głowę, jak gdyby chciała się zasłonić przed spadającym gruzem. Bezsilnie zacisnęła dłonie w pięści. Czekała ją długa noc. – Musisz mnie jutro wyciągnąć. – Zrobię, co będę mógł. Dałem znak pilnującej nas z budki policjantce. Byłem gotów do wyjścia. – Jeszcze jedno – powiedziałem. – Pamiętasz, w którym pokoju mieszkał ten facet w Travelodge? Zastanowiła się przez moment. – Tak, łatwo było zapamiętać. Trzysta trzydzieści trzy. – Dobra, dzięki. Zobaczę, co się da zrobić. Kiedy wstałem, Gloria nie podniosła się z miejsca. Po chwili zjawiła się funkcjonariuszka i poinformowała mnie, że będę musiał zaczekać, aż odeskortuje Glorię do celi. Zerknąłem na zegarek. Do – chodziła druga. Nic jeszcze dziś nie jadłem i zaczynała mnie boleć głowa. Miałem tylko dwie godziny, żeby pojechać do prokuratury i porozmawiać z Leslie Faire, a potem do Century City na spotkanie z Rouletem i Dobbsem. – Nie może mnie odprowadzić ktoś inny? – spytałem zirytowany. – Muszę jechać do sądu. – Przykro mi, ale tak już u nas jest. – No to proszę się pospieszyć. – Zawsze się staram. Piętnaście minut później zdałem sobie sprawę, że przez moje narzekania policjantka kazała mi czekać znacznie dłużej, niż gdybym siedział cicho. Powinienem być mądrzejszy, a tak znalazłem się w identycznej sytuacji jak klient, który poskarżył się, że dostał zimną zupę, a po chwili z kuchni przyniesiono mu gorącą, z pikantnym dodatkiem śliny. W drodze do siedziby sądów karnych zadzwoniłem do Raua Levina. Detektyw był u siebie w Glendale i przeglądał raporty policyjne z zatrzymania Rouleta. Poprosiłem go, żeby odłożył to na później i prześwietlił mężczyznę z pokoju 333 w Travelodge przy Santa Monica. Dodałem, że potrzebuję tych informacji na wczoraj. Wiedziałem, że Raul ma swoje źródła i sposoby, aby sprawdzić Hektora Moyę. Nie chciałem jednak wiedzieć jakie. Interesowało mnie tylko to, czego zdoła się dowiedzieć. Kiedy Earl zaparkował lincolna przed gmachem sądu, poleciłem mu, żeby w czasie gdy będę w środku, skoczył do „Phillipe's” i kupił nam kanapki z wołowiną. Swoją zamierzałem zjeść w drodze do Century City. Podałem mu dwudziestodolarowy banknot i wysiadłem. Czekając na windę w zatłoczonym jak zawsze holu, wyciągnąłem z teczki tylenol i połknąłem pastylkę w nadziei, że pomoże złagodzić nadciągającą migrenę, wywołaną głodem. Podróż na dziewiąte piętro trwała dziesięć minut, a kolejne piętnaście musiałem odczekać, aż Leslie Faire łaskawie zgodziła się udzielić mi audiencji. Nie miałem jej jednak tego za złe, ponieważ zanim wszedłem do gabinetu, zadzwonił aul Levin. Gdyby Faire przyjęła mnie od razu, nie miałbym w zanadrzu dodatkowej amunicji. Levin poinformował mnie, że mężczyzna z pokoju 333 w Travelodge zameldował się jako Gilberto Garcia. Motel nie wymagał od niego okazania dokumentów, ponieważ zapłacił gotówką za tydzień z góry plus pięćdziesiąt dolarów zaliczki na poczet rozmów telefonicznych. Levin sprawdził także nazwisko, jakie mu podałem, i znalazł niejakiego Hectora Arrande Moyę, poszukiwanego listem gończym Kolumbijczyka, który uciekł z San Diego, gdy federalna wielka ława przysięgłych wydała decyzję o oskarżeniu go o handel narkotykami. Zyskałem argument, który zamierzałem wykorzystać w rozmowie z prokurator. Faire urzędowała w gabinecie z trzema innymi prokuratorami. Każdy miał biurko w rogu pomieszczenia. Kiedy wszedłem, dwóch z nich nie było – prawdopodobnie wyszli na rozprawy – ale przy biurku naprzeciw Faire siedział mężczyzna, którego nie znałem. Musiałem przystać na to, że będzie wszystko słyszał. Nie cierpię takich sytuacji, zauważyłem bowiem, że prokurator często popisuje się przed kolegami, starając się grać sprytnego i nieugiętego, czasem kosztem moich klientów. Wziąłem jedno z wolnych krzeseł, postawiłem przed biurkiem Faire i usiadłem. Pominąłem uprzejmości, bo nie miałem nic uprzejmego do powiedzenia, i od razu przystąpiłem do rzeczy, ponieważ byłem głodny i nie miałem czasu. – Dzisiaj rano oskarżyłaś Glorię Dayton – zacząłem. – To moja klientka. Chcę się dowiedzieć, co możemy zrobić w jej sprawie. – Może się przyznać i dostanie trzy lata z warunkiem po roku we Frontera. Powiedziała to rzeczowym tonem, z wyraźnie złośliwym uśmiechem. – Myślałem o interwencji przedprocesowej. – A ja myślałam, że już tego próbowała i nie za bardzo jej smakowało. Nie ma mowy. – Ile miała przy sobie tej koki? Dwa gramy? – Wszystko jedno ile, to zawsze nielegalne. Gloria Dayton miała niejedną okazję, żeby się zresocjalizować i uniknąć więzienia. Szanse się jednak skończyły. Prokurator pochyliła się nad biurkiem, otworzyła teczkę i spojrzała na pierwszą stronę akt. – W ciągu ostatnich pięciu lat aresztowana dziewięć razy – powiedziała. – To jej trzeci zarzut posiadania narkotyków, a w areszcie nigdy nie siedziała dłużej niż trzy dni. Możesz zapomnieć o programie. Dziewczyna musi się czegoś nauczyć i wreszcie przyszedł na to czas. Nie ma dyskusji. Jeżeli się przyzna, dam jej trzy z warunkiem po roku. Jeżeli nie, będzie musiała zaryzykować proces i wyrok sądu. Zamierzam wnioskować o maksymalną karę. Skinąłem głową. Usłyszałem od Faire dokładnie to, czego się spodziewałem. Wyrok trzech lat z warunkiem po roku skończyłby się zapewne dziewięciomiesięcznym pobytem w pudle. Wiedziałem, że Gloria Dayton mogłaby to wytrzymać i prawdopodobnie powinna. Ale miałem jeszcze jedną kartę w rękawie. – A gdyby miała coś na wymianę? Faire parsknęła krótkim śmiechem, jakby to miał być żart. – Na przykład? – Numer pokoju hotelowego, w którym działa poważny diler. – Proszę jaśniej. Rzeczywiście wyraziłem się dość tajemniczo, ale ton jej głosu sugerował zainteresowanie. Każdy prokurator lubi wymianę. – Zadzwoń do chłopców z narkotykowego. Poproś, żeby wrzucili do komputera nazwisko Hector Arrande Moya. Kolumbijczyk. Zaczekam. Zawahała się. Wyraźnie nie miała ochoty być manipulowana przez adwokata, zwłaszcza w obecności innego prokuratora. Ale połknęła już haczyk. Ponownie odwróciła się do biurka i zadzwoniła. Usłyszałem tylko, jak prosi o informacje o Moi. Czekała przez chwilę, a potem słuchała odpowiedzi. Podziękowała rozmówcy i odłożyła słuchawkę. Wolno odwróciła się w moją stronę. – W porządku – powiedziała. – Czego chce Dayton? Na to miałem gotową odpowiedź. – Miejsca w przedprocesowym programie interwencyjnym. I odstąpienia od zarzutów po jego udanym ukończeniu. Nie będzie zeznawać przeciw temu człowiekowi i jej nazwisko nie pojawi się w dokumentach. Po prostu poda nazwę hotelu i numer pokoju, a wy zajmiecie się resztą. – Trzeba będzie przygotować oskarżenie. Dayton musi zeznawać. Zakładam, że te dwa gramy pochodziły od tego faceta. Będzie nam musiała o tym powiedzieć. – Nie, nie będzie. Osoba, z którą rozmawiałaś, na pewno mówiła, że wystawili list gończy. To wystarczy jako podstawa aresztowania. Faire zastanawiała się przez dłuższą chwilę, poruszając szczęką, jak gdyby próbowała smaku naszego układu, nie mogąc się zdecydować, czy chce zjeść więcej. Znałem powód jej niepewności. Układ polegał na wymianie, ale jej skutkiem miała być sprawa federalna. Oznaczało to, że mogą przymknąć faceta, ale potem przejmą go federalni. Leslie Faire nie okryje się prokuratorską chwałą – chyba że pewnego dnia zamierzała zająć fotel w prokuraturze federalnej. – Federalni cię za to ozłocą – dodałem, próbując poruszyć jej sumienie. – Ten bandyta pewnie niedługo się wymelduje i stracicie szansę. Spojrzała na mnie jak na robaka. – Nie próbuj mnie podejść, Haller. – Przepraszam. Znów się zamyśliła. Spróbowałem jeszcze raz. – Kiedy już będziecie wiedzieli, gdzie jest, zawsze możecie spróbować zakupu kontrolowanego. – Mógłbyś się z łaski swojej uciszyć? Trudno mi się skupić. Uniosłem ręce w obronnym geście i zamknąłem się. – No dobrze – oznajmiła wreszcie. – Pogadam z szefem. Daj mi swój numer, odezwę się później. Ale już teraz mogę ci powiedzieć, że jeżeli na to pójdziemy, Dayton będzie musiała przejść terapię zamkniętą. Na przykład w okręgowym – USC. Nie będziemy dla niej marnować stałego miejsca. Po chwili namysłu skinąłem głową. Szpital okręgowy – USC miał skrzydło więzienne, gdzie leczono chorych, rannych i uzależnionych więźniów. Faire proponowała mi program, dzięki któremu Gloria Dayton mogła się pozbyć nałogu, a potem wyjść na wolność. Nie będą już na niej ciążyć żadne zarzuty, nie będzie jej grozić odsiadka. – Zgoda – odrzekłem. Spojrzałem na zegarek. Musiałem już iść. – Nasza oferta pozostaje aktualna do jutrzejszego posiedzenia – dodałem. – Potem dzwonię do DEA i pytam, czy chcą się tym zająć bezpośrednio. Wtedy tracisz sprawę. Posłała mi pełne złości spojrzenie. Wiedziała, że jeśli wejdę w układ z federalnymi, będzie po niej. W bezpośrednim starciu federalni zawsze biorą górę nad stanem. Wstałem, kładąc na biurku wizytówkę. – Nie próbuj mnie brać pod włos, Haller – ostrzegła. – Jeżeli to zahaczy o ciebie, oberwie twoja klientka. Nie odpowiedziałem. Odstawiłem pożyczone krzesło z powrotem do biurka. W jej następnym zdaniu nie usłyszałem już groźby. – W każdym razie na pewno załatwimy to tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Obejrzałem się, stojąc przy drzwiach. – Wszyscy oprócz Hectora Moi – zauważyłem. |
||
|