"Opowiadania" - читать интересную книгу автора (Filonow Aleksander)

#346;rodek na bezsenno#347;#263;

Bezsenno#347;#263; – to dzieci#281; my#347;li, siostra neurastenii. Kiedy nerwy #263;mi#261;, jak chory z#261;b, kiedy chcesz tylko zapomnie#263;; zapomnie#263;, zapomnie#263; – o niespe#322;nialno#347;ci marze#324; – bezsenno#347;#263; napada, jak zb#243;j, i nie ma wi#281;kszego b#243;lu ni#380; ten. Fizyczny b#243;l wynagradza niesione przez siebie cierpienia, koncentruj#261;c samo#347;wiadomo#347;#263; w w#281;ze#322;, ca#322;kowicie wy#322;#261;czaj#261;c rozum – skupiaj#261;c ca#322;#261; uwag#281; na odczuwanych wra#380;eniach, a zatem – odcinaj#261;c umys#322; od mo#380;liwo#347;ci my#347;lenia.

Cicha, chroniczna bezsenno#347;#263; przychodzi noc#261;, kiedy niczym nie mo#380;esz sam siebie ok#322;ama#263;. Podczas dnia schronisz si#281; od nieszcz#281;#347;cia pogr#261;#380;aj#261;c si#281; bez reszty krz#261;taninie wok#243;#322; codziennych spraw, nie dajesz sobie czasu, aby oprzytomnie#263; – i w ten spos#243;b rozpl#261;tujesz swoj#261; niteczk#281; niepokoju, jedwab wyci#261;gany z k#322;#281;bka-kokonu chorej duszy, rozdzielasz siebie na kawa#322;eczki – i na jaki#347; czas, zapominasz o sobie. Wieczorem – pogr#261;#380;asz si#281; w hipnotyczny trans- oszustwo telewizji; ale i tam – nie ma spokoju: strasznie; strasznie – i znowu kr#261;#380;#261; my#347;li – ale – w ko#324;cu! – mo#380;na nie my#347;le#263;: muzyka, muzyka – dop#243;ki spiker nie po#380;egna nas #380;yczeniami spokojnej nocy. I wtedy ta noc podkrada si#281; do ciebie. Najpierw – wydaje si#281; nam – #380;e uda#322;o si#281; oszuka#263; j#261; nud#261; ci#261;gn#261;cego si#281;-niesko#324;czenie-nudnej-powie#347;ci, kt#243;ra czytasz do chwili sklejenia si#281; powiek, do d#378;wi#281;cz#261;cej pustki w g#322;owie, dop#243;ki nie odkryjesz, #380;e w#322;a#347;ciwie nie czytasz – ledwie trzymasz ksi#261;#380;k#281; i masz ju#380; zamkni#281;te oczy – i wtedy delikatnie, pieszczotliwie – #380;eby nie rozwia#263; senno#347;ci, nie wystraszy#263; jej – wy#322;#261;czasz #347;wiat#322;o i pogr#261;#380;asz si#281; ? zapomnian#261; i po#380;#261;dan#261; drzemk#281; – #380;eby za kilka minut – sen rozpad#322; si#281;! – zadr#380;awszy, nagle odczuwamy nasz#261; trze#378;w#261; ja#378;#324; na samym dnie okr#261;g#322;ej czaszy nocnej ciemno#347;ci. Przera#380;one serce bije jak oszala#322;e w klatce piersiowej, i w#322;a#347;nie wtedy pojawiaj#261; si#281; cichcem, niechciane, my#347;li – wampiry, ukryte za samo-ok#322;amywaniem si#281;, – wpijaj#261; si#281; w m#243;zg pl#261;tanin#261; czarnych pijawek.

Przestajesz ok#322;amywa#263; siebie i otwierasz oczy. Patrzysz w ciemno#347;#263;, przelewaj#261;c#261; si#281; przez brzeg nocy, czuj#261;c sw#243;j oddech, kt#243;ry ciep#322;ym owalem przebija si#281; przez ch#322;#243;d nieo#347;wietlonego powietrza. Podskakujesz na ka#380;dy d#378;wi#281;k, przerywaj#261;cy si#281; przez cieniutk#261; opon#281; milczenia: skrzypienie tramwaju, piosenk#281; pijaka, leniwy sygna#322;-krzyk wystraszonego alarmu samochodowego – denerwuj#261; ciebie, zmuszaj#261; twoje serce do nerwowego, rozpaczliwego trzepotu – i ciesz#261; – poniewa#380; na jaki#347; to u#322;amek sekundy unieruchamiaj#261; t#322;ocz#261;ce si#281; w g#322;ow#281; my#347;li.

A my#347;li t#322;ocz#261; si#281;, #347;ciskaj#261; twoje serce, od#380;ywaj#261; gor#261;czkowym dreszczem po nagle spoconej sk#243;rze, i zatykaj#261; nam dech, wstrzymuj#261;c go mocno #347;ci#347;ni#281;tym ku#322;akiem gdzie#347; tam pomi#281;dzy przepon#261; i wibruj#261;cymi z wysi#322;ku #380;ebrami. I tylko z rzadka nachodz#261; nas, kr#243;tkotrwa#322;e zapa#347;ci w niebyt, w drzemk#281;: niczym szcz#281;k bezpiecznika, wy#322;#261;czaj#261;cego przeci#261;#380;on#261; ja#378;#324;...

A rankiem – przeci#261;g, rycz#261;cy, jak tunel aerodynamiczny: wra#380;enia bezd#378;wi#281;cznie ze#347;lizguj#261; si#281; po wilgotnej powierzchni #347;wiadomo#347;ci, i dopiero po paru godzinach #347;wiadomo#347;#263; znowu nabiera swojej zwyk#322;ej szorstko#347;ci. Zaczerwienione oczy nie patrz#261; – czepiaj#261; si#281; przedmiot#243;w, znajduj#261;c w nich opor#281; dla chybocz#261;cych si#281; chlipi#261;cych my#347;li – strz#281;pk#243;w, zlepionych w nierozwi#261;zywalny motek, przechwytuj#261;cy fragmenty zdarze#324;, os#243;b i s#322;#243;w. Nak#322;adaj#261; si#281; na siebie warstwami b#322;ota, osiadaj#261;cego na powierzchni trwogi i maskuj#261;cego j#261;. Gro#378;b#261; sk#322;aniasz m#243;zg do pracy, wykr#281;casz go jak pranie, zam#281;czasz siebie, gromadz#261;c wra#380;enia – w nadziei, #380;e potem, wieczorem... Urywasz my#347;l, ukrywasz j#261; przed sob#261; samym. A po pracy przeci#261;gasz moment powrotu do domu, do wystyg#322;ego telewizora, odk#322;adasz go, w#281;druj#261;c gdzie#347; tam – kiedy nagle postrzegasz siebie – odkrywasz, #380;e jeste#347; gdzie#347;, na ulicy; a twoje nerwy s#261; jak ostre raszple...

B#281;d#261;c w#322;a#347;nie w takim stanie Kosow wszed#322; do sklepu – po nic – po prostu: aby odwr#243;ci#263; swoj#261; uwag#281; od siebie samego. I wtedy skrajem #347;wiadomo#347;ci, na kraw#281;dzi pola widzenia nagle zaczepi#322; si#281; o-co#347;- co#347;-wa#380;nego: konieczne. #346;ciana z waty, oddzielaj#261;ca go od otaczaj#261;cego go #347;wiata, w niekt#243;rych miejscach zacz#281;#322;a prze#347;wieca#263;, pojawi#322;y si#281; w niej p#281;kni#281;cia – i jak #380;arz#261;cym si#281; drutem dotkn#281;#322;a do nieoczekiwanie obudzonego s#322;uchu czyja#347; to niechlujna fraza:

– ... ca#322;kiem zg#322;upieli, tylko pieni#261;dze, a ja, mo#380;e...

I wtedy Kosow znowu rozpocz#261;#322; istnie#263;. Zrozumia#322;: cos tam przyci#261;gn#281;#322;o- co#347;-takiego tam napisano – oto: "...#322;#243;#380;ko... wyzwala od bezsenno#347;ci, b#243;l#243;w g#322;owy (B#243;g a nim, b#243;lem g#322;owy! – dalej, dalej!)... dociera do niego: elektrosen bezkontaktowy, wibromasa#380;ysta, termoregulator i zegar elektroniczny – budzik programowalny na ca#322;y tydzie#324;... z dostaw#261; do domu..." I niewiarygodna, pora#380;aj#261;ca umys#322; – nawet dzi#347; – cena.

Ale Kosow ju#380; wiedzia#322;, #380;e tak powinno by#263;, poniewa#380; on jest gotowy i taka cen#281; zap#322;aci#263;. Natychmiast. Teraz. Od tego czasu, kiedy odesz#322;a od niego #380;ona – on... Tym bardziej, #380;e inflacja... Mo#380;e kiedy#347; b#281;dzie #380;a#322;owa#322; – potem; ale dzisiaj – jest gotowy na wszystko; cho#263;by dla jednej, spokojnej nocy. Wyj#261;#322; kart#281; kredytow#261; i ruszy#322; do kasy.

Nast#281;pne dwie noce Kosow nawet nie pr#243;bowa#322; zasn#261;#263;. Po co? P#243;#378;niej nadejdzie ulga. Po prostu patrzy#322; w ciemno#347;#263; m#281;czy#322; si#281; swoimi my#347;lami. Wspomnieniami. Pr#243;bowa#322; zrozumie#263;. Siebie, swoje #380;ycie. Pali#322;, obserwowa#322; w ciemno#347;ci ruchy pomara#324;czowo-czerwonego ognika papierosa. Teraz tak mo#380;na. Mo#380;na pali#263; le#380;#261;c w #322;#243;#380;ku, mo#380;na wrzuca#263; brudn#261; odzie#380; stert#261; w wann#281;, mo#380;na – cho#263;by na #347;cianie g#243;wnem rysowa#263;, wszystko wolno! Nikt nie mo#380;e zakaza#263;.

No, dobrze – by#322;a praca, dysertacja, znowu praca – po co? Przecie#380; nie z mi#322;o#347;ci dla jej samej   – to pewne. Dla pieni#281;dzy? No, og#243;lnie rzecz bior#261;c... Chocia#380; pieni#261;dze – nie tak je zdobywaj#261;. A potem Nina... Niech to diabli wezm#261;, przecie#380; teraz nie ma nikogo! Sprawdzone.

A tak na prawd#281; – za wcze#347;nie zrobili#347;my sobie dziecko. Mog#322;a jeszcze troszk#281; poczeka#263;! Chocia#380;, oczywi#347;cie, ci#281;#380;ko przechodzi#322;a aborcje. Po ka#380;dej – ca#322;kiem nie by#322;a sob#261;. Z#322;o#347;liwa, dominuj#261;ca – kl#281;#322;a Kosowa, kl#281;#322;a. Przyznawa#322;a, #380;e najzwyczajniej nic nie mo#380;e ze sob#261; zrobi#263; – tak reaguje: w takie dni nienawidzi#322;a wszystkich i wszystkiego, a szczeg#243;lnie jego, Kosowa. A po trzeciej aborcji – po prostu odesz#322;a. Powiedzia#322;a: "Konie, Sieriej. Nie mog#281; wi#281;cej. No nie mo-g#281;! #379;egnaj." I odesz#322;a.

Nie pobieg#322; za ni#261;, nie b#322;aga#322; o powr#243;t. Wiedzia#322;: to beznadziejne. Wiedzia#322;: by#322;oby tylko gorzej. Przesz#322;o.

Ale naprawd#281; kocha#322;. I tylko j#261;. Nie zdradzi#322; ani razu. Ca#322;e #380;ycie Kosowa to by#322; tylko – dom i praca. A i w pracy: ca#322;y czas tylko pragn#261;#322; by#263; w domu, #347;pieszy#322; si#281; do Niny. A ona mimo wszystko odesz#322;a.

Najpierw Kosow pr#243;bowa#322; pi#263;, ale nie m#243;g#322; si#281; upi#263;: upojenie wprowadza#322;o go w stan takiego przygn#281;bienia – rozpaczy – #380;e kiedy#347; Kosow ma#322;o nie zad#322;awi#322; si#281; wieszaj#261;c si#281; we w#322;asnej wannie na haczyku od prysznica. W ostatniej chwili nagle sta#322;o mu si#281; #380;al – siebie; i rozrycza#322; si#281; (zupe#322;nie jak baba, lamentuj#261;c i lekko wyj#261;c): na kolanach, z g#322;ow#261; na brzegu wanny; potem ucich#322;: zasn#261;#322;. Po tym ju#380; nie pr#243;bowa#322; pi#263;.

Nie oszukali: przywie#378;li, ustawili #322;o#380;e, tam gdzie wskaza#322; Kosow, i – okaza#322;o si#281;, #380;e to w og#243;le unikalny, robiony na zam#243;wienie model, wyprodukowany nie dla zysku, a w#322;a#347;ciwie – nie wiadomo z jakiego powodu: konwersja przemys#322;u zbrojeniowego na produkcj#281; cywiln#261;. D#322;ugo sprawdzali oscylogramy w punktach pomiar#243;w kontrolnych, odrzucaj#261;c niezr#281;czne propozycje jakiejkolwiek pomocy Kosowa, odm#243;wili nie tylko w#243;dki, ale i zak#261;ski – i odeszli.

A Kosow pozosta#322;. On – i po#347;r#243;d porozstawianych po k#261;tach mebli – zosta#322;o te#380; kremowo l#347;ni#261;ce #322;o#380;e, b#322;yszcz#261;ce jak jarz#261;ca si#281; plastykowa naklejka na #347;ciemnia#322;ym starym obrazie.

Kosow szybko przejrza#322; odbity na ksero maszynopis instrukcji, i zdecydowa#322; si#281; skorzysta#263; z niego od razu, nie czekaj#261;c na stosowny czas. Nastawi#322; budzik na sz#243;st#261; trzydzie#347;ci cztery (strasznie nie lubi#322; okr#261;g#322;ych liczb), wypr#243;bowa#322; wibromasa#380;yst#281;, troch#281; wahaj#261;c si#281; wy#322;#261;czy#322; termoregulator, i – z zatrzymanym na sekund#281; sercem – nacisn#261;#322; na przycisk "sen".

Nic si#281;  nie sta#322;o. W my#347;lach Kosowa formu#322;owa#322;a si#281; z#322;o#347;#263; na oszust#243;w-handlowc#243;w, ale nie zd#261;#380;y#322;a si#281; wykszta#322;ci#263;, zwiesi#322;a si#281; jak zwi#281;d#322;y owoc w opustosza#322;ej #347;wiadomo#347;ci. My#347;li jego leniwie k#322;#281;bi#322;y si#281; grz#281;zn#261;c w asfaltowej mazi. Zd#261;#380;y#322; tylko odczu#263; niecodzienne, zapomniane szcz#281;#347;cie: nie odczuwania my#347;lenia – i zapad#322; w sen. Aparat pracowa#322;.

Stopniowo Kosow doceni#322; i wibromasa#380;yst#281;, i przyjemno#347;#263; spania pod cieniutkim prze#347;cierad#322;em – termoregulator zlikwidowa#322; potrzeb#281; sypiania pod ko#322;dr#261;, ale – mimo wszystko -najwa#380;niejsz#261; dla niego – Kosowa – cz#281;#347;ci#261; cudu – #322;#243;#380;ka by#322; elektrosen. Gor#261;czkowy, zabiegany i  zaszargany #347;wiat wzdrygn#261;#322; si#281; i nabra#322; stateczno#347;ci. Teraz nic go ju#380; nie ruszy. To nie tak, #380;eby nie spotyka#322; nieprzyjemno#347;ci – natyka#322;y si#281; one na monolit spokojnego snu Kosowa i ... rozp#322;ywa#322;y si#281;. A i sam Kosow – sta#322; si#281; – jak ska#322;a. Twardo sta#322; na nogach, czuj#261;c, #380;e jego ty#322;y s#261; bezpiecznie chronione – poniewa#380;, jakby nie pr#243;bowano jego zgi#261;#263; i z#322;ama#263; w ci#261;gu dnia – w nocy, zwyk#322;ym naci#347;ni#281;ciem przycisku, usuwa#322; to, anulowa#322; wszystkie takie wysi#322;ki. I im bardziej by#322;o trudno, tym wi#281;ksze odpr#281;#380;enie przynosi#322; sen, stawa#322; si#281; ratunkiem, panaceum. Przyzwyczajenie wesz#322;o mu w krew, i Kosow – ju#380; nawet bez okre#347;lonego powodu – kiedy nie mia#322; co robi#263; – ucieka#322; w sen.

W dwa miesi#261;ce od chwili kiedy pojawi#322;o si#281; u niego to #322;#243;#380;ko, Kosow z przyzwyczajenia si#281;gn#261;#322; rankiem po papierosa z paczki, podni#243;s#322; go do ust, a wtedy nagle co#347; go ca#322;ego targn#281;#322;o, odrzuci#322; papierosa, i z ostatecznym obrzydzeniem, zmi#261;#322; i wyrzuci#322; ledwo rozpocz#281;t#261; paczk#281;. Razem z snem wraca#322;o mu zdrowie – fizyczne i duchowe.

Sen, co prawda, miewa i swoj#261; "ciemn#261; stron#281;": koszmary. Za kt#243;rym#347; razem Kosow obudzi#322; si#281; nagle z uczuciem, #380;e prze#380;uwa go jaka#347; ogromna, gor#261;ca i za#347;liniona paszcza, mi#281;kko przesuwaj#261;c w bezz#281;bnych dzi#261;s#322;ach. Przera#380;ony, wyrwa#322; si#281;, usiad#322; – owia#322;o go ch#322;odem – i dopiero wtedy Kosow zrozumia#322;, #380;e to tylko pracuj#261;ce na pe#322;n#261; moc – termoregulator i wibromasa#380;ysta. Najzwyczajniej w #347;wiecie przetacza#322; si#281; we w#322;asnym pocie po pulsuj#261;cych rolkach "masa#380;ysty". Kosow westchn#261;#322;, zmniejsza#322; temperatur#281; i moc a#380; do momentu poczucia przyjemnego ko#322;ysania i nacisn#261;#322; przycisk.

Znowu zamieszka#322; z Nin#261;. Oczywi#347;cie, ju#380; mi#281;dzy nimi nie by#322;o mowy o wzajemnej cielesnej ci#261;gocie, a duchowa i tak nigdy nie istnia#322;a, ale za to pojawi#322;o si#281; co#347; wi#281;cej: jakie#347; "dotarcie si#281;", wzajemna konieczno#347;#263; obecno#347;ci drugiej osoby. I urodzi#322; si#281; syn; Nina by#322;a szcz#281;#347;liwa. Sypiali teraz oddzielnie, ale Kosow nie przejmowa#322; si#281; tym...

...Obudzi#322; si#281; od ch#322;odu . Pok#243;j ci#281;#380;ko nape#322;nia#322; szary p#243;#322;mrok przed#347;witu. Kosow powoli usiad#322; w #322;#243;#380;ku. Termoregulator nie pracowa#322;, i po#347;ciel styg#322;a szybko, oddaj#261;c zimnemu powietrzu ciep#322;o cia#322;a Kosowa. Nie by#322;o snu. Teraz zdarza#322;o si#281; to coraz cz#281;#347;ciej: co#347; psu#322;o si#281; w subtelnym mechanizmie, albo w samym Kosowie. Chcia#322; wsta#263;, ale od gwa#322;townego ruchu w oczach mu pociemnia#322;o, zabola#322;o serce, i znowu usiad#322;, nerwowo wdychaj#261;c powietrze chrypi#261;cymi p#322;ucami. Zimno mu by#322;o siedzie#263; w samej bieli#378;nie, i si#281;gn#261;#322; po spodnie, walaj#261;ce si#281; obok krzes#322;a. Zobaczywszy swoj#261; r#281;k#281; wystraszy#322; si#281;. Cienka, ko#347;cista r#281;ka staruszka. Jakby mi#281;#347;nie i sk#243;ra zacz#281;#322;y sp#322;ywa#263; z ko#347;#263;ca, ale zastyg#322;y cienkimi gumowymi os#322;onami. W#281;#378;laste #380;y#322;y wychodzi#322;y tak jakby le#380;a#322;y na wierzchu sk#243;ry, a pod sk#243;r#261; p#322;ytko dygota#322;y niteczki mi#281;#347;ni, jakby tam gnie#378;dzi#322;y si#281; niezale#380;ne od Kosowa male#324;kie nie#347;mia#322;e istotki. Spu#347;ciwszy oczy, zobaczy#322; stercz#261;ce ko#347;ci kolan, chude #322;ydki z woreczkami gruze#322;k#243;w i podagrycznie skr#281;cone palce.

Nagle poczu#322; przera#380;enie, i niezdecydowanie zap#322;aka#322;, wci#261;gaj#261;c #322;zy nosem i cichutko chlipi#261;c. Obejrza#322; pok#243;j, zobaczy#322; od#322;a#380;#261;ce tapety, okno bez zas#322;on, na stoliczku – buteleczki z lekarstwami i malutki telewizor... i jeszcze... kanap#281; w rogu. Tam... wcze#347;niej – sypia#322;a Nina.

Opieraj#261;c si#281; o #347;cian#281;, poszed#322; do kuchni, po drodze zagl#261;daj#261;c do lustra. Ale nawet lustro nie chcia#322;o go ok#322;amywa#263; – i zobaczy#322; male#324;k#261; twarzyczk#281; staruszka, obwis#322;#261; od ci#281;#380;aru nie-elastycznej sk#243;ry i pokryt#261; plamami w#261;trobowymi, na kt#243;rych tle siwa szczecina wygl#261;da#322;a nawet elegancko. Dotarabaniwszy si#281; do kuchni, rozkaszla#322; si#281; i nie m#243;g#322; przesta#263;, dop#243;ki nie napi#322; si#281; wody. Przysiad#322; na taborecie: z#322;apa#263; oddech; zamy#347;li#322; si#281;.

Przypomnia#322; sobie nagle, jak strasznie umiera#322;a Nina, ci#261;gle czepiaj#261;c si#281; jego r#261;k, jak ostatniej nadziei, kiedy narkotyk przestawa#322; zag#322;usza#263; rozrywaj#261;cy wn#281;trzno#347;ci b#243;l, i ci#261;gle czeka#322;a, czeka#322;a na Witi#281;, na syneczka, na Witi#281; – dop#243;ki by#322;a przytomna. A potem – jak we #347;nie – straci#322;a #347;wiadomo#347;#263; bytu – na d#322;ugo, d#322;ugo – i: agonia. I Kosow wiedzia#322;: jego czeka to samo... nied#322;ugo; sen – inny, bez marze#324; – sen; bez przebudzenia. I wspomnia#322;: #380;ycie nie by#322;o snem; sen z#380;era#322; #380;ycie; zag#322;usza#322; je jak narkotyk; odeszli od niego w sen i #380;ona; i mi#322;o#347;#263;, i syn; i praca. Pozosta#322; jedynie – tylko sen. Tak przesz#322;o ca#322;e jego #380;ycie. Ok#322;amywa#322; siebie – snem. Bezmy#347;lnie. I nie #380;y#322;; spa#322;. Ma dopiero 47 lat, ale ju#380; jest starcem; ju#380; do niczego, ju#380; nie ma kiedy. Nawet spa#263; – bez elektronicznego monstrum, kt#243;re swoj#261; mi#281;kk#261; paszcz#261; po#380;ar#322;o ca#322;e jego #380;ycie – nie umie i nie mo#380;e. Zrozumia#322; to, Kosow, i strach zacz#261;#322; – jak zazwyczaj – wysysa#263; jego krew z rak i z serca.. Zrozumia#322;: a przecie#380; stara#322; si#281; – d#261;#380;y#322; do przysz#322;o#347;ci, do jutra, a nie – w sen. W lepsze, pi#281;kne jutro. Z dnia dzisiejszego ucieka#322; w jutro. Sen – tylko #347;rodek – sta#322; si#281; celem. I oto – przebudzenie. Takie ma to "jutro". I innego ju#380; nie b#281;dzie. Ca#322;y ten wyw#243;d przeprowadzi#322; ca#322;kiem oboj#281;tnie, i – natychmiast zapomnia#322;.

I jego my#347;li znowu potem – zawirowa#322;y, zap#281;tli#322;y si#281; w tradycyjny motek. A przecie#380; #380;y#263; trzeba – teraz, dzisiaj – cho#263;by bole#347;nie, cho#263;by krwawo – ale #380;y#263;!

W#347;ciek#322;o#347;#263; zaprowadzi#322;a go do pokoju – Kosow wbieg#322;: #322;ama#263;, zabi#263;! Ale po drodze zn#243;w zgi#261;#322; go w p#243;#322; kaszel, i Kosow skuli#322; si#281; na ch#322;odnej pod#322;odze, wypluwaj#261;c w kaszlu swoje zam#281;czone p#322;uca.

"Z pewno#347;ci#261; zaraz umr#281; – stwierdzi#322; – i, dzi#281;ki ci, Bo#380;e. Tylko... lepiej by... we #347;nie..."

Na ulicy nast#261;pi#322; dzie#324;. Kosow wsta#322;, podrepta#322; do okna, popatrzy#322; na ry#380;y od brudu prostok#261;t podw#243;rka.

– Jakie s#322;otne lato... – wyszepta#322; cichutko i zacz#261;#322; szuka#263; papierosy "Bie#322;omor".