"Bezsilni tego swiata" - читать интересную книгу автора (Strugacki Borys)Dygresja liryczna nr 3 Ordynator, tatulek synalka— Kto się tak wydziera przez cały czas? — zapytał Wielki Naczelnik, krzywiąc się z bólu od własnego pytania. Chyba bolała go głowa po wczorajszym. Albo męczyły gazy. Wyraźnie cierpiał na wzdęcie. Prócz wzdęcia miał też ogromną, tłustą, jakby nalaną twarz w kształcie rzepy, białą jak rzepa i pokrytą ciemnymi plamami, jakby miejscami rzepa nadgniła. Oczy na tej twarzy wyglądały niczym pewien biologiczny nadmiar. — Twwają ekspewymenty, towawyszu genewale — wyjaśnił ordynator z uprzedzającą grzecznością. — Pełną pawą. Nie pwewywamy ich nawet na chwilę. — A nie można go jakoś zatkać? — Można, czemu nie. Ale to waczej zaszkodzi ekspewymentowi. — Jakiemu eksperymentowi? — Właśnie temu, towawyszu genewale — powiedział ordynator znacząco. Rzepa patrzyła na niego, mrugając ludzkimi oczami. Chyba zamyśliła się głęboko. Nagle rozległ się syczący dźwięk i zaśmierdziało jak w kiblu. Widocznie napięcie przekroczyło granicę bezpieczeństwa. — Przepraszam — powiedział rzepa z prostoduszną ulgą. — Zalecałbym węgiel aktywowany, towawyszu genewale — zauważył ordynator, ale towarzysz generał nie rozwinął tego interesującego tematu. — Doktorze, urządzacie te swoje eksperymenty od ponad pół roku — powiedział, nieoczekiwanie przechodząc na „wy”. — Gdzie rezultaty? — Wezultaty są bardzo obiecujące, towawyszu genewale. — Od sześciu miesięcy słyszą o tych waszych rezultatach. Obiecujących. Gdzie one są? — To bawdzo skomplikowane i twudne zadanie. Jeszcze nikt na świecie… — Wiem, wiem. — Wielki Naczelnik zamilkł, a potem powiedział z naciskiem: — Gdyby gdzieś na świecie był ktoś, kto robi takie rzeczy, obeszlibyśmy się, towarzyszu profesorze, bez was. Jasne? — Tak jest. — No więc właśnie — Naczelnik znowu zamilkł, nasłuchując. Czemu on tak wrzeszczy? Nie rozumiem. — Boli go — wyjaśnił ordynator. — A wównoległe stosowanie pwepawatów uśmiewających ból… — To znaczy… jak to boli? Kogo boli? — Ochotnika. Tego, któwy jest poddawany doświadczeniom. To bawdzo bolesny pwoces, towawyszu genewale… (Naczelnik słuchał, rozchylając usta i obnażając złote zęby. Jego blade policzki poróżowiały, stały się czerwone, potem purpurowe). — Na tym polega cały pwoblem, niestety. Ten pwoces jest już właściwie opwacowany, pwynajmniej w ogólnym pwybliżeniu, ale towawyszące mu… W tym momencie naczelnik osiągnął kolor świeżego mięsa i wrzasnął: — Ty grasejująca kurwo niedobita! — krzyczał. — Ty szkodniku pieprzony! Ty sukinsynu białogwardyjski! Czy ty rozumiesz, dla kogo przygotowujesz swoje zasrane preparaty? Czy ty rozumiesz, kto będzie je przyjmował, ty żuku gnojowniku, ty skurwysynu, ty gnoju żydowski! Sabotażem się zajmuje, sukinkot jeden! Interes rodzinny sobie urządził! Wstańcie, pułkowniku, jak rozmawiacie z generałem — lejtnantem…! Ordynator zerwał się ochoczo i stojąc na baczność, cierpliwie słuchał ochrzanu, czekając na możliwość usprawiedliwienia się. Wprawdzie nie przywykł do takiego traktowania, zazwyczaj rozmawiano z nim uprzejmie, nawet z szacunkiem, ale ten rzepogłowy pierdziel zawsze wrzeszczał, po prostu lubił wrzeszczeć, więc zawsze znajdował powód, żeby sobie pokrzyczeć. Żeby się wyładować. Takie wzdęcia to nic przyjemnego, są męczące i upokarzające… Poza tym, to przecież kompletny idiota. Babka lubiła mawiać: za kopiejkę cebuli, za rubel smrodu… Wypisz, wymaluj naczelnik, dosłownie i w przenośni. O, już mu chyba przeszło, już się uspokoił. Zaraz zaproponuje, żebym usiadł… — Siadajcie, towarzyszu ordynatorze — powiedział naczelnik ze zmęczeniem. — Sami rozumiecie, że taka sytuacja jest niedopuszczalna. Trzeba coś przedsięwziąć. — Oczywiście, towawyszu genewale. Właśnie nad tym obecnie pwacujemy. — Słusznie. Tak trzymać. A jeśli potrzebne są jakiekolwiek lekarstwa… mikstury, preparaty, środki… meldujcie natychmiast, wszystko zapewnimy. — Tak jest. Naczelnik przez chwilę delikatnie, jakby z czułością obiecywał sobie policzki białymi palcami, w końcu zapytał: — Ale mówicie, że generalnie sprawa posuwa się do przodu? — Tak jest. Główne zadanie zostało wozwiązane. Naczelnik skinął głową i nagle oczy mu się zwęziły. — I jak to działa? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Oclona przed chorobami? A może…? — nie odważył się wyrazić słowami, co właściwie „a może”, i tylko pokazał gestem, że to coś niebezpiecznego. — Nie zostałem upowawniony do omawiania tych kwestii — powiedział sucho ordynator i mściwie dodał: — Z wami. To zrobiło odpowiednie wrażenie. Towarzysz generał znowu puścił bąka, takiego od serca, a wtedy ordynator wstał, wyjął ze szklanej szuflady apteczki tubkę węgla i podał generałowi. — Sewdecznie polecam — powiedział. „W nudnych rozmowach o ludziach przeszłości ukryte są tajemnice ich wielkich dokonań”. |
||
|